3. Pierwsze znaki wojny



Cecily Sweeney była nastoletnią, nieco buntowniczą czarownicą. Miała ojca — mugola opuszczonego przez żonę-czarownicę — którego bezgranicznie kochała i odziedziczyła po nim większość cech charakteru. Była lekkoduchem, fajtłapą i przez rodzica miała słabość do rockowych zespołów. Właśnie jechali na koncert jednego z nich. Jej dwaj młodsi bracia, bliźniacy Maxxie i Tony, zostali w domu pod opieką zdziwaczałego, lecz zaufanego sąsiada. Pan Sweeney włączył radio i tak długo przestrajał stacje, aż natrafił na zespół Deep Purple grzejący równo Smoke On The Water. Zgodnie kołysali się w rytm muzyki, jednocześnie przekraczając granicę między Doliną Godryka a Selkirk. Nagle pan Sweeney krzyknął coś w panice, ostro hamując. Na szosie leżały dwie osoby. Cecily czym prędzej odpięła pasy bezpieczeństwa i wybiegła z pojazdu, by sprawdzić, czy ludziom nic się nie stało. Sylwetki były dziwnie znajome, podobnie jak dwie czarne rozczochrane czupryny.
— Słodki Merlinie, Black i Potter! — jęknęła, gdy zdała sobie sprawę z tego, kto przed nią leży.
— Nie wiesz, Sweeney, że po nazwisku to po pysku? — wymamrotał Black z ledwo przypominającym uśmiech grymasem na twarzy. Oczy miał zmrużone od świateł reflektorów, ubrania brudne od leżenia na drodze.
— Cess, znasz ich?
— Tak, tato, i sądzę, że ty też — odrzekła z uniesioną brwią. — To Black i Potter. Ledwo żyją przez swoją głupotę. — Popatrzyła z niesmakiem na kolegów ze szkoły, którzy byli ledwo przytomni. Żaden nie miał tyle siły, by coś powiedzieć, a tym bardziej wstać. — Sądzę, że musimy ich odwieźć do domu.
— W porządku. Chodź, załadujemy ich do samochodu.
Cecily złapała Syriusza za nogi, a jej tata za ręce i posadzili go na tylnym siedzeniu. Po chwili to samo zrobili z Jamesem.
— Ani się ważcie obrzygać mi tapicerkę! — ostrzegł Kirk, po czym pogroził urwisom palcem. Odwrócił się i zapalił samochód, uprzednio pytając córkę o drogę. Cecily, będąca na każdej imprezie robionej przez Huncwotów, doskonale znała drogę do domu Jamesa. Kiedy dojechali, Cecily podeszła do drewnianych drzwi domu Potterów i zastukała kołatką. Po około minucie otworzył jej zaspany pan Potter. Zdziwił się, widząc ją u siebie o tak nieludzkiej porze, ale z trudem uśmiechnął się i uprzejmie powiedział:
— Witaj, Cecily, co cię sprowadza?
— Przywieźliśmy Jamesa i Syriusza — odparła bez ogródek.
Pan Potter natychmiast się wybudził.
— Słucham? A gdzie byli? Coś się stało?
— Trafiliśmy na nich na ulicy, jadąc samochodem — odparł pan Sweeney. — Na szczęście nie jestem fanem szybkiej jazdy. Są cali i... chyba zdrowi.
Ojciec Huncwotów podszedł szybko do samochodu i ujrzawszy ich, zastygł w osłupieniu.
— Ooo, czeeeś, tato… — powiedział ospale James. On i Black swoim powolnym zachowaniem przypominali zombie.
— Chyba żartujecie! Mogliście umrzeć! Do licha, Syriuszu, chciałeś, żeby to był twój pierwszy i ostatni dzień mieszkania w naszym domu?! Naprawdę się na tobie zawiodłem. James, o tobie nie wspomnę.
— Tato…
— Dziękuję, panie Sweeney, za przywiezienie ich tutaj i przepraszam. Przepraszam naprawdę mocno.
— Nie ma sprawy. — Kirk machnął ręką. — My już jedziemy, bardzo się śpieszymy. Na razie!
— Dobranoc, panie Potter!
Odjeżdżając spod domu Jamesa, Cecily i Kirk śmiali z widoku Charlesa, na którego lewym ramieniu wsparł się Syriusz, a na prawym uwiesił się James; wyglądał jak siedem nieszczęść, ale Cess nieco współczuła Huncwotom — mimo wszystko pan Potter potrafił być w odpowiednich chwilach groźny i stanowczy, nawet jeśli na co dzień sprawiał wrażenie całkowicie potulnego, ciepłego ojca.




Pomimo obaw Kirka Sweeneya, dotarli na miejsce o czasie, niecały dzień po incydencie z Huncwotami. Pod sceną tłoczyła się cała masa ludzi — wrzeszczących, śmiejących się, pijanych i zawodzących razem z wykonawcą. Cecily wraz z ojcem włączyła się w tłum, pokrzykując tekst piosenki, której nawet wcześniej nie znała. Koncert, dla Cess dopiero drugi w życiu, był niesamowitym przeżyciem. Kirk obiecał jej, że zabierze ją na ich ulubiony zespół w te wakacje, ale wskutek skręcenia kostki nie mógł jej zawieźć i musiała obejść się smakiem. W ramach rekompensaty wziął ją na najbliższy rockowy występ nieznanego im zespołu, ale to nie było ważne. Rozpierała ją energia, czuła się zjednoczona ze wszystkimi zebranymi ludźmi i nic nie wydawało się jej niemożliwe do zrobienia. Skakała w rytm muzyki w ciężkich butach odziedziczonych po kuzynce i cieszyła się spełnionym marzeniem, chwilą wyczekiwaną przez całe wakacje. Obróciła się, by posłać uśmiech swojemu tacie, ale nie zobaczyła go tam, gdzie był przed chwilą. Dostała za to łokciem w nos, ale prawie tego nie zauważyła. Przeraziła się nie na żarty, bo w tym tłumie nie sposób było kogokolwiek znaleźć. Zaczęła się przedzierać przez ludzi, co nie było łatwe z powodu jej skromnego metr sześćdziesiąt dwa wzrostu. Próbowała się stamtąd wydostać. Gdy udało się jej odejść trochę na bok, tam, gdzie nie było nikogo, przycupnęła na trawie, bo zakręciło jej się w głowie. Po chwili poczuła, że ktoś osuwa się na miejsce obok niej. Spojrzała na przybysza i pokręciła głową z niedowierzaniem. Koło niej leżał boski Syriusz Black w całkiem zwyczajnej skórzanej kurtce i dżinsach.
— Nie wyglądasz na zdziwioną — stwierdził, podparłszy się na łokciach.
— Uwierz, po pięciu latach przeżytych w Hogwarcie, i to w dodatku z wami, mało co mnie dziwi.
— Ale widocznie ktoś cię jednak zaskoczył — odparł, palcem wskazując na jej twarz. — Krwawisz.
Cecily pomacała się ręką po twarzy i nagle poczuła ostry ból nosa. Odsunęła dłoń  i zaskoczyła się, widząc świeżą krew. Ciecz zaczęła już spływać z nosa i poszkodowana poczuła metaliczny smak w ustach. Wypluła ślinę.
— Fuj!
— Nie martw się, ja musiałem się przyczołgać tutaj, bo nie mam odpowiedniego obuwia i moje stopy są zmiażdżone — poskarżył się, rzucając zazdrosne spojrzenie na obuwie Cecily. — James poszedł po coś do picia.
— Jak zwykle niezastąpiony — odparła cierpko, pochylając głowę do przodu. Do nosa przyłożyła sobie rękaw swojej bluzki, by zatamować krwawienie.
— No co? Nie pomagam ci wystarczająco? Raczę cię swoją obecnością, a ty możesz mnie do woli pożerać wzrokiem. Każda laska byłaby wniebowzięta. A poza tym, dlaczego nie pochylisz się do tyłu? Tak krew ci spływa, a tak…
Chwycił jej głowę i przekrzywił ją w tył. Cess momentalnie wróciła do poprzedniej pozycji, jednocześnie ofukując Syriusza.
— Widzę, że niewiele wiesz o pierwszej pomocy.
— No co? Chciałem pomóc! Intencje miałem dobre. I przestań się bawić w bazyliszka.
Cess jedynie przewróciła oczami, a Syriusz kontynuował swoją wypowiedź.
— Zawsze byłaś wredna. Czasem zastanawiam się, czy nie wstąpiła w ciebie moja matka — wygłosił z powagą, po czym jęknął: — Czy James kiedyś przyjdzie?
Jak na zawołanie, zza drzew wyłonił się okularnik niosący puszki z napojami. Jedną rzucił Syriuszowi, drugą Cecily, a resztę położył na ziemi.
— Strzałka, Cess… Godryku, co ci się stało?! — spytał James, gdy zobaczył jej zakrwawioną twarz, do połowy zakrytą rękawem jeszcze niedawno niebieskiej bluzki. Black, w ramach pomocy, postanowił sam odpowiedzieć na to pytanie.
— A, dostało jej się w nos w tamtym tłumie. Nie pomagaj jej. Ona nie chce pomocy.
James puścił to pomimo uszu.
— Jak się czujesz? I tak w ogóle to podziękuj ojcu za nie przejechanie nas…
— Chyba powinnam się zastanowić, czy nie robić mu z tego powodu wyrzutów — burknęła. — Oprócz tego paskudnego bólu to w porządku. No właśnie, tata! Zgubiłam go!
Wstała, ożywiając się i szukając go wzrokiem wśród pulsującej masy ciał.
— Luz, Sweeney, spotkałem go w kolejce po picie. Jest na szarym końcu. Ale chyba już wiem, po kim odziedziczyłaś to twoje nieokrzesanie. — James uśmiechnął się pobłażliwie. — Musisz usiąść i pochylić głowę do przodu.
Na te słowa Cess opadła z powrotem na ziemię. Koncert się trwał w najlepsze, a ona była wykończona. Okropnie bolał ją nie tylko nos, ale i głowa. Ucieszyła się, że przynajmniej nie musi szukać taty, który wracając będzie musiał przejść obok nich.
— Merlinie, powiedzcie mi, jak to się stało, że was puścili po tamtym?
Potter wzruszył ramionami.
— Tata o niczym nie powiedział mamie, więc nam się upiekło. Zawsze tak jest, gdy nas na czymś przyłapie, ale tym razem naprawdę się bałem.
Syriusz ryknął śmiechem. Cecily popatrzyła na niego z niezrozumieniem.
— Tak, błagał go o litość i obiecywał, że będzie grzeczny — wyjaśnił Black. James zgrywał obrażonego, ale Cess dołączyła się do śmiejącego się Blacka. — Rozumiesz, Cess? „James” i „grzeczny”! Przecież te słowa nie występują razem! Oj, Rogaczu, bez fochów. — Syriusz mocno szturchnął w brzuch Jamesa, który już odpuścił i śmiał się razem z nimi.
— Łapa mówił ci, jakiego czynu dokonał? — spytał, gdy przestali się już histerycznie śmiać.
— O kurczę, zapomniałem! — Syriusz nie dał jej dojść do słowa, cały podekscytowany. — Uciekłem z domu!
Cecily zrobiła wielkie oczy.
— Żartujesz! — Dała mu sójkę w bok. — To ekstra!
— Wiem! Ale mieli miny… — rozmarzył się Syriusz. — Ej, to bolało!
— Bo miało. — Wyszczerzyła się Cess. — Jesteś wolny!
— Tak. — Syriusz położył się, zakładając ręce za głowę. — Jestem wolny.




Kirk znalazł ich dopiero pod koniec koncertu. Żadne nie miało ochoty pchać się w tłum domagający się spotkania z członkami zespołu, więc dostał się do nich, wręczając wszystkim po butelce chłodnej wody, a córce dodatkowo czekoladowego batonika. Nie obyło się bez wyjaśnień z powodu krwotoku nosa.
— Czekałeś po to dla mnie? — Cess przytuliła się do ojca, który pogłaskał ją po głowie, gdy konsumowała słodycz.
Reszta czasu upłynęła im na rozmowach pod gołym niebem, a gdy zaczęli dosłownie dygotać z zimna, a ludzie się rozchodzić, pan Sweeney zaproponował gościnę u siebie.
— To niedaleko, nie ma sensu, żebyście teraz wracali do domów!
— Niedaleko? Jechaliście przecież zza Doliny Godryka!
— Jechaliśmy z domu wujka — odparła Cecily. — Tato, jesteś pewien? Oni są okropni.
— Przeżyjemy, Cecy.
— W to nie wątpię, tylko martwię się o to, w jakim stanie z tego wyjdziemy — wyraziła swoje obiekcje, po czym została jednogłośnie zignorowana i poszli do samochodu. Oświadczyła, że chce mieć miejsce na tyle, aby rozprostować nogi, więc Huncwoci pokłócili się o to, kto zajmie miejsce pasażera. Wygrał Syriusz, a Potter zrezygnowany usiadł na tylnym siedzeniu. Cess położyła sobie na jego kolanach stopy. Czuła, że traci kontakt z rzeczywistością, ale słyszała, jak Huncwoci z ożywieniem wyjaśniają jej ojcu, czym jest quidditch. Kirk oczywiście wiedział o tym od córki, ale z przyjemnością słuchał o świecie czarodziejów. Niemal zasnęła, ale nagle rozbudziły ją wstrząsy powstałe od jechania po wyboistej drodze, które wybitnie ją irytowały.
— Tato, możesz jechać trochę wolniej? — jęknęła, nie otworzywszy oczu. Nie dostała odpowiedzi. — Tato!
Obudziła się całkowicie. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Jechali z zawrotną szybkością, a gdzieś niedaleko słychać było przejmujące, rozpaczliwe krzyki i jakieś trzaski. Za oknem dostrzegła okropny widok — mnóstwo ludzi, którzy próbowali uciekać, ale uniemożliwiały im to błyskające we wszystkie strony różnokolorowe światła, posyłane przez odzianych w czerń ludzi w maskach na twarzach. Krew zastygła jej w żyłach. Śmierciożercy, pomyślała przerażona. Przycisnęła głowę do szyby, choć wcale nie chciała tego oglądać. W oddali błysnęło zielone światło, a po chwili dostrzegła znany dotąd jedynie z gazet czy opowieści znak unoszący się nad tamtymi ludźmi — olbrzymią, emanującą trupiozielonym światłem czaszkę, która pożerała węża. Mroczny Znak prędko oddalił się z pola widzenia, ale wszyscy wciąż mieli go żywo przed oczami oraz słyszeli zgiełk ofiar śmierciożerców. Już nikt się nie odzywał. Cecily nie mogła zasnąć, Kirk wyłączył radio, nawet Huncwoci nie mieli odwagi niczego powiedzieć. W samochodzie zapadła cisza.


----------------------------------------------
Taki tam mój mały prezencik z okazji Mikołajek.
Chciałam się wyrobić i ledwo co zdążyłam.
Ogólnie cieszę się za tak ogromny odzew jak na jedynie dwa rozdziały:(
Aha, i nowy szablon. Już trzeci. To tak wyszło, że zmieniam szablon co post, hihi.
Ostrzegam, że jeszcze nie jest w pełni dopasowany, więc wszystko skoryguję w tym tygodniu o ile mi testy pozwolą. Wszystkie powtórzenia i ewentualne błędy poprawię dziś wieczorem!
Dziękuję za wszystko.

PS Ktoś chce, żebym go informowała? Bo dla mnie no problem :) Pisać w komentarzu, jakby co.

28 komentarzy:

  1. Ach, długo czekałam, ale się doczekałam! I bardzo się z tego powodu raduję. Rozdział nie był za długi, ale za to treściwy. Bardzo mi się podobał i już nie mogę doczekać się następnego, naprawdę. Także życzę Ci duuuuużo weny!

    Pozdrawiam,

    Addie Della Robbia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Szkoda, że zmieniłaś szablon, tamten poprzedni wyjątkowo mi się podobał :(

      Usuń
    2. Dziękuję :)
      Mnie tamten szablon się ogromnie podobał, ale kocham je zmieniać. No i myślę, że z tym nie jest najgorzej, jest całkiem huncwocki!
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Tak, ten też ma swój urok :D

      Usuń
  2. Cześć, rybka!
    Jejku, przemiany Twojego szablonu mieszają mi w głowie. Ja wiem, jestem totalnym wzrokowcem, dlatego takie zmiany mnie dekonstrłuują :p Ale wierzę, że Twoje opowiadanie już mnie zauroczyło, więc musi i po raz kolejny!
    Jej, wątek panny Sweeney był uroczy, dopóki nie napatoczyły się te dwie kłody, czyli Syriusz i James! Jak tam można przerwać okazję do wspaniałego koncertu! Jestem oburzona.
    Nie wiem czy to dobrze, czy źle, że Cecily akurat trafiła na Syriusza - jego egocentryzm aż powala, ale mimo to jest taaaki uroczy... I jeszcze to wzmianka o uciecze Syriusza. Niby lekko, niby przyjemnie, ale jakoś tak przykro.
    No i ta końcówka! Świetna. Czytała się cudownie i przejmująco. Mam nadzieję, że cała czwórka wróci bezpiecznie, ale ktoś mimo wszystko musiał ucierpieć i taaaak baaardzo jest cięęęężko czekać na następny rozdział z tą świadomością, że powinnaś go pisać już teraz! :p
    Kończąc - jeśli to nie problem, chętnie powitam Twoje powiadomienia pod moimi rozdziałami. Niby funkcjonują te obserwatorstwa itd., ale jeśli jakimś cudem bym zapomniała, zawsze możesz mnie trochę ponaglić :) Jestem do dyspozycji.
    I pisz szybko dalszy ciąg!
    Z pozdrowieniami
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To obiecuję, że ten szablon będzie widniał trochę dłużej niż zwykle :D
      Cieszę się, że tak odebrałaś Cess, bo właśnie taka ma być - urocza. Inne cechy wyjdą w następnych rozdziałach, niekoniecznie wszystkie będą dobre.
      Naprawdę podoba mi się określenie "dwie kłody" o Syriuszu i Jamesie. Świetne!
      Wszyscy wrócą bezpiecznie, to nie tajemnica. Ta scenka miała tak wprowadzić wątek Voldemorta, a chciałam to zrobić dość szybko.
      Dziękuję za informację i za taki kochany komentarz :)

      Usuń
  3. Wow a już myślałam, że się nie doczekam na kolejny rozdział :) dobrze, że wróciłaś. Rozdział świetny, miałam ciarki na skórze przy końcówce :O

    Pozdrawiam,
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłam, wróciłam. Ale z przykrością zauważam, że blogowy świat już nie jest taki jak dawniej :(
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  4. Właśnie trafiłam na Twój blog. Głównym bohaterem jest mój kochany Syriusz, który jest taki, jak być powinien, więc już kocham ten blog. z założenia xD PIerwszy rozdział perełka. Ale mimo wszystko widać, że Syriusz chciałby mieć rodiznę i że nie jest mu z tym tak do końca dobrze. Szkoda, że jego relacje z Regulusem się popsuły. BYć może gdyby obaj chcieli bądź inaczej - odwayżliby się-ze sobą porozmawiać,to by się odnaleźli... Ale muyszę przyznać, że postać ciotki Ci wyszła i aąż szkoda, że się bardziej nie wtrącała w tę rozmowę, bo wtedy byłoby jeszcze... dosadniej, że tak powiem. Podobają mi się bardzo rodzice Pottera, choć Charles jest jednak trochę za pobłązliwy, coś mi mówi, że w tym związku również rządzi kobieta. xD James to swietny przyjaciel,ale pewnie sam też chciał się napić xDxD Eh młodzi i nie do końca rozsądni, ale nie można też powiedziezć, że zupełnie głupi. nie spodziewałam się, że wprowadzisz nową postać Cess, która wraz z ojcem natknie się na pijanych Huncwotów, ale to było pomysłowe xD ciekawe, z jakiego jest domu. Widze, że dobrze się dogaduje z Huncwotami i oczywiście już ją paruję z Syriuszem xDxD Pasują do siebie. podoba mi sie szalony, choć nieco nieżyciowy ojciec dziewczyny, choć za kija nie wiem, gdize miałby być ten koncert, skoro jechali na niedo DWA dni. To chyba już nie w Anglii, moja droga. Co do błędów merytorycznych, mamy tutaj 1975 bądź 1976 r., a The Beatles przestało istnieć w 1970 r., więc to nie może być ich koncert. Choć sam pomysł takiego pomieszania życia czarodziejskiego z mugolskim bardzo dobry i oryginalny,pasuje do naszych Huncowtów, którzy jak sądzę wybrali znacznie szybszą drogę na dostanie się na niego, choć ciekawe, jaką dokładnie, może świstoklika?xD. podoba mi się Twój styl i humor, potrafisz zaciekawić czytelnika, aczkolwiek widać, ze radośnie i zabawnie tak zawsze nie będzie... koncówka może nieco zbyt krótko napsiana, ale jest preluduim do mało przyjemnych zdarzeń, i z pewnością nie jest ciekawie, skoro nawet J&S nie mogą nic powiedzizeć... choć pewnie zaraz będą próbowali jakoś walczyć czy coś... Mam nadzieję, że nmastępny rozdział faktycznie pojawi się w ciągu 3/4 tygodni, bo piszesz naprawdę dobrze (no i o Syriuszku :*:*) i czekanie kilka miesięcy to nie dla niecierpliwych xDxD Pozdrawiam i zapraszam na mój blog, na którym obecnie publikuję potterowskie opowiadanie pt. "Niezależność" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, po pierwsze dziękuję ci za taki komentarz! Właśnie takie najbardziej lubię :)
      No to wrócę do tego 1 rozdziału i postaram się, żeby ukochana Lukrecja się jeszcze bardziej wtrącała, hihi.
      Syriusz i James są jeszcze, że tak powiem, bachorami. Nie takimi złymi, ale mimo wszystko...
      Kurczę. Taka właśnie ze mnie fanka. Zapomniałam całkiem, że rzeczywiście Beatlesi się już dawno rozpadli. Dzięki wielkie, serio :( Już wszyściutko poprawiam. Mam takie problemy z timelinem, choć staram się, to za cholerę nie wychodzi.
      No dziękuję ci bardzo! :) Pozdrawiam.

      Usuń
    2. prosze bardzo;)
      Okej, liczę na pojawienie się Lukrecji xD
      Heh, cóż, też mam tendencję do robienia tego typu błędow, ale staram się zwracać uwagę na tło. roznie wyuchodzi, choć jest znacznie lepiej niż kiedyś. A kiedy możemy spodziewać się nowości? trochę już jej nie było.
      Zapraszam serdecznie na nowość na zapiski-condawiramurs

      Usuń
  5. Bardzo spodobała mi się postać Cecily i spodobał mi się taki mugolski charakter tego rozdziału :D James i Syriusz są trochę bardziej nierozsadni i dziecinni niż sobie to wyobrażałam, ale i tak strasznie ich lubię xD Końcówka wyszła ci bardzo dobrze, taka nagła zmiana klimatu z wesolkowego na tajemniczy i straszny. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i poznania reszty huncwotow ^^
    Pozdrawiam i życzę weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie, bo na postaci Cess bardzo mi zależy, pojawi się jeszcze nieraz :D
      Chciałam ich wykreować na trochę doroślejszych, ale zdałam sobie sprawę z tego, ile mają teraz lat - tyle co ja, a widzę zachowanie chłopców w moim wieku. Są dobrzy itd, ale jeszcze nie są tacy świadomi - może Syriusz bardziej, bo miał gorsze życie niż James, ale i tak nadal jest piętnastolatkiem.
      Kurczę, dzięki! ;*

      Usuń
  6. [konstruktywna-krytyka-blogów]
    Cześć, informuję, ze Twoj blog zostanie oceniony przez stażystkę - Cinderellę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pan potter, nie zachowuje się jak prawdziwy rodzic, tylko jak facet z kryzysem wieku średniego, który tęskni za młodzieńczym, życviem i dlatego pozwala synowi na takie wariactwa. Normalny rodzic nie puściłby kogoś w środku nocy. I zdecydowanie... matka by o tym usłyszała.
    Nie wiem, co Syriusz i James by zrobili, gdyby Cecy z jej ojcem ich nie znaleźli. Wyobrazam sobie, że leżeliby obrzygani w rowie. Myślę, ze to nie było przypadkowe, że to właśnie ona zanlazła chłopaków, tak samo jak nieprzypadkowe było to, ze spotkali sie na koncercie. szkoda , że nie jest opowiedziane kim dokładnie są. Przyjaciółmi? Cece to tylko ich bliższa znajoma?
    Ogólnie chybabym zauważyła, że ktoś mi rąbnął w nos. Trzeba nie wiem jak być nieogarniętym, żeby to zignorować.
    Bohaterowie sprawiają wrażenie dziecinnych i nierozsądnych, co nie jest dobre jeśli liczymy w tym osoby dorosłe.
    Chyba z tego wszystkiego najlepsza była końcówka,chociaż szkoda, że została opisana tak krótko :( W każdym razie spełnia swoją rolę, bo wprowadza napięcie i ciekawi czytelnika. Rozumiem, ze Voldemort jest w pełni sił, a jego poplecznicy rosną w siłę. Co z tego będzie? Sama nie wiem, ale mam nadzieję, że masz dobry pomysł na to opowiadanie. :)
    Jeśli masz ochotę, u mnie nowy rozdział.
    Życze dużo weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za tak długie komentarze! Bardzo mi miło, że chciało ci się je pisać :)
    I po stokroć dziękuję za tyle krytyki! Postaram się usiąść nad wszystkim w najbliższym wolnym czasie i postarać się poprawić. Nic nie mam na swoje usprawiedliwienie, więc jedynie obiecuję poprawę i jeszcze raz dziękuję. Takie komentarze to jak wiadro zimnej wody, ale w dobrym znaczeniu :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć... Niestety Cinderella zrezygnowała ze stażu w KKB, wiec Twoj blog wrócił na razie do wolnej kolejki... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak mnie dawno tu nie było! ;o No ale już jestem :*
    Oh! Cudowny szablon *-* Na prawdę, moim skromnym zdaniem ten jest chyba najlepszy <3 :)
    Długość rozdziału zadowalająca hihi c: A treść? Jejku cudowna! *-* Czytam sobie czytam, wszystko ładnie a tu co? ;.; Śmierciożercy? Po co? Nikt ich tam nie chciał! :__: Powiem Ci, że przez pewien moment jak czytałam to dostałam ciarek, serio ;o xd Pisz więcej takich "czarnych scenariuszy". Wychodzą Ci świetnie! :*
    Mi nic innego nie pozostaje jak czekać na NN, który (mam nadzieję) pojawi się szybciutko :3
    Ściskam mocno, bo tak strasznie zimno za oknem brr ;.;

    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Naprawdę nie lubię blogów o Huncwotach. Zupełnie mi nie leży ta błazenada, która zawsze im towarzyszy. Trafiłam na Twój blog całkowicie przypadkiem. Sam adres mówił mi, że będziesz zagłębiać się w tematykę, której nie cierpię. Mimo wszystko, zaczęłam czytać i nie żałuję. Huncowci są infantylni i nierozsądni jak w wielu opowiadaniach o tej tematyce, co trochę mnie razi. Jednak warto było brnąć przez trzy rozdziały by przeczytać kilka krótkich zdań na końcu tej notki. W zderzeniu z dowcipnym, lekkim klimatem poprzednich rozdziałów wywiera to naprawdę duże wrażenie. I tak dałaś mi nadzieję na pierwsze opowiadanie o Huncwotach, które zamierzam regularnie czytać. O interpunkcji, ewentualnych literówkach się nie wypowiem- jestem w tym beznadziejna. Poza tym, szablon jest absolutnie przepiękny!
    Domyślam się, że piszę chaotycznie, ale komentowanie przychodzi mi dosyć ciężko :)) Tak czy inaczej, dodaję do obserwowanych i czekam na NN (o ile będą, bo długa przerwa naprawdę mnie martwi! :))
    Pozdrawiam, Krwawnik

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej, piszę z KKB, zeby poinformować, iż Twoj blog zostanie oceniony przez stażystkę Kvist :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć, Twój blog został oceniony na http://konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Kurczaki, spodziewałam się, że po mojej bardzo długiej nieobecności w Internecie będę miała u ciebie mnóstwo zaległości do nadrabiania… Jakże się myliłam! Widzę, że nie tylko ja biję się z czasem, nawałnicą obowiązków i próbuję to pogodzić z pisaniem fanfiction.
    Ale najpierw chyba wypadałoby się przedstawić, bo możesz mnie nie pamiętać — cześć, Moony, tutaj Mglista, która kiedyś była Zimną (i prowadziła bloga „Ptaki i gady”, ale zdezerterowała w pewnym momencie bez słowa, bo musiała sobie wszystko poukładać na spokojnie i pogodzić to jakoś z obowiązkami w normalnym życiu, które się niespodziewanie zwaliły na głowę wszystkie naraz) :-) Teraz, po mojej prawie półrocznej (o ile dobrze pamiętam) przerwie, wracam na stare śmieci i pieczołowicie nadrabiam zaległości. A więc, po takim długim i zawiłym wstępie — lecę czytać rozdział!

    O, na końcu ostatniego rozdziału zastanawiałam się, na kogóż też James i Syriusz natrafili na tej nieszczęsnej drodze. Sama nie wiem, kogo się spodziewałam, ale raczej nie postaci własnej i to w dodatku takiej, jak Cecily! Tutaj chyba na chwilę się zatrzymam: wiesz, Cecily w pewien sposób przypomina mi Lunę Lovegood. To chyba przez to, że wychowuje ją ojciec, który zaszczepia w niej zwariowane pasje. Podoba mi się :-) Zawsze bardzo lubiłam Lunę i coś czuję, że jeśli tylko Cecily będzie w opowiadaniu występowała częściej, do niej też zapałam szczerą sympatią. Do tego jej rodzinka wydaje się bardzo zgrana i kochająca, pomimo tego, że pani Sweeney od niej odeszła. Grunt to nie poddawać się smutkowi!
    Sama nigdy nie byłam na koncercie rockowym, ale podejrzewam, że energia musi być niesamowicie zaraźliwa — wszyscy moi znajomi, którzy w tym siedzą, zdają się to potwierdzać.
    Kogo jak kogo, ale Syriusza i Jamesa się tam nie spodziewałam! Byłam pewna, że po przywiezieniu ich do domu tam zostaną, a reszta rozdziału skupi się raczej na Cecily i jej tacie. Nie mam zielonego pojęcia jakich sztuczek i argumentów musieli użyć, żeby pan Potter pozwolił im na wyjście albo przynajmniej nie dopilnował ich na tyle, że mu nawiali z domu. W sumie ciekawe, jak by się odnaleźli na takim mugolskim spędzie — podejrzewam, że mimo wszystko dobrze, bo nie dość, że rock wyjątkowo mi do nich pasuje, to jeszcze świat czarodziejów też ma swoje kapele.
    Pod koniec rozdziału w pewnym momencie wystraszyłam się, że może całej grupce coś się stało, ale odetchnęłam z ulgą. Bardzo mnie zastanawia ta niespodziewana obecność Śmierciożerców — zawsze mi się plątała w tym miejscu chronologia i jakimś cudem byłam przekonana, że o I wojnie czarodziejów można mówić dopiero po tym, jak Huncwoci skończyli Hogwart, ale po szybkiej matematyce okazało się, że rzeczywiście, okres, na który przypada twoje opowiadanie to właśnie lata I wojny czarodziejów. Nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło :-D
    Albo to ja przebrnęłam przez ten rozdział tak szybko i gładko, albo był krótkawy. Tak czy siak, mam nadzieję, że szybko uda ci się wszystko uporządkować i wrócić do pisania, bo nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    O, miałam jeszcze wspomnieć o szablonie — jest przecudny! Nie dość, że bardzo mi się podoba kolorystyka (ach, ten błękit! ach, ta zieleń!), to jeszcze to zdjęcie… Cud, miód i orzeszki! Wyjątkowo urokliwe ujęcie, do tego wyśmienicie wkomponowane w całość. Bardzo mi się tutaj podoba; jest tak, jak lubię najbardziej — przejrzyście i minimalistycznie, a do tego ze smakiem.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny!
    Mglista (Zimna)

    PS Gdyby było to możliwe, prosiłabym o informowanie mnie o nowościach, bo niestety, ale informacje przesyłane przez bloggera czasami giną w gąszczu innych. Do tego jeśli byłabyś zainteresowana, zapraszam także do siebie na www.krucze-lata.blogspot.com, gdzie publikuję nową wersję starego opowiadania ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj,
    Przeczytałam Twoje rozdziały od początku i chciałabym Cię pochwalić za duże pozytywne emocje, jakie u mnie wywołałaś. Bardzo mi się podobało. Nie wiem, jak ty to robisz, że tworzysz tak długie rozdziały, które jednocześnie wcale czytelnika nie nudzą, a wręcz przeciwnie sprawiają, że chce się czytać jeszcze i jeszcze. Akcja jest świetnie zbudowana, a dialogi dobrze opisane. Czytając jednym tchem, oderwałam się od rzeczywistości. Dzięki tobie przeniosłam się do innego świata. Dziękuję! Cieszę się, że tutaj trafiłam. Czekam na kolejny rozdział.
    Życzę dużo weny i zapraszam do mnie.
    www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Po pierwsze dziękuje za komentarz u mnie i informacje dotycząca tego opowiadania, bo musze przyznać, ze troche sie martwiłam :D po drugie zapraszam na świeżo dodany rozdział osiemnasty: niezaleznosc-hp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej, nie wiem, co sie stało z Twoim mailem :( mam nadzieje, ze wrócisz do pisania tego opka! Cały czas o nim pamietam.
    Zapraszam w wolnej chwili na Niezaleznosc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, ktoś pamięta o tym efku sprzed dwóch lat <3
      Ja go nigdy nie porzuciłam, tylko ciągle ulepszam! (No, może zdarzały mi się kilkumiesięczne przerwy).
      Czytam Niezależność, tylko (wstyd się przyznać) nie komentuję. Mam nadzieję, że w wakacje nadrobię, jak będę miała siłę na składny, porządny komentarz!

      Usuń
    2. taak, ja pamiętam i pamiętam, że podobało mi się to opko, i czekam niezmiennie na kontynuację :*

      Usuń
  18. Jestem ciekawa, czy nadal poprawiasz rozdziały, czy może masz już kontynuację, bo bardzo fajnie piszesz. Niby Twoje rozdziały są krótkie, ale piszesz to, co jest najważniejsze do przekazania.
    Twoje postaci są wykreowane w ciekawy sposób. Są bardzo realistyczne i nieprzesłodzone.
    Cecily przypomina mi trochę Tonks i z miejsca ją polubiłam.

    Tutaj ma ona na nazwisko Sweeney, a na w fanfiku, które piszę (też m.in. o Huncwotach) mam postać o nazwisku McSweeney :P

    Czekam na coś nowego!
    Pozdrawiam,
    SBlackLady


    http://kociol-pelen-amortencji.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, ale najbardziej cenię sobie konstruktywną krytykę.