Cecily Sweeney
była nastoletnią, nieco buntowniczą czarownicą. Miała ojca — mugola
opuszczonego przez żonę-czarownicę — którego bezgranicznie kochała i
odziedziczyła po nim większość cech charakteru. Była lekkoduchem, fajtłapą i
przez rodzica miała słabość do rockowych zespołów. Właśnie jechali na koncert
jednego z nich. Jej dwaj młodsi bracia, bliźniacy Maxxie i Tony, zostali w domu
pod opieką zdziwaczałego, lecz zaufanego sąsiada. Pan Sweeney włączył radio i
tak długo przestrajał stacje, aż natrafił na zespół Deep Purple grzejący równo Smoke On The Water. Zgodnie kołysali
się w rytm muzyki, jednocześnie przekraczając granicę między Doliną Godryka a
Selkirk. Nagle pan Sweeney krzyknął coś w panice, ostro hamując. Na szosie leżały
dwie osoby. Cecily czym prędzej odpięła pasy bezpieczeństwa i wybiegła z pojazdu,
by sprawdzić, czy ludziom nic się nie stało. Sylwetki były dziwnie znajome, podobnie
jak dwie czarne rozczochrane czupryny.
— Słodki
Merlinie, Black i Potter! — jęknęła, gdy zdała sobie sprawę z tego, kto przed
nią leży.
— Nie wiesz,
Sweeney, że po nazwisku to po pysku? — wymamrotał Black z ledwo przypominającym
uśmiech grymasem na twarzy. Oczy miał zmrużone od świateł reflektorów, ubrania
brudne od leżenia na drodze.
— Cess, znasz
ich?
— Tak, tato, i
sądzę, że ty też — odrzekła z uniesioną brwią. — To Black i Potter. Ledwo żyją
przez swoją głupotę. — Popatrzyła z niesmakiem na kolegów ze szkoły, którzy
byli ledwo przytomni. Żaden nie miał tyle siły, by coś powiedzieć, a tym
bardziej wstać. — Sądzę, że musimy ich odwieźć do domu.
— W porządku. Chodź, załadujemy ich do samochodu.
Cecily złapała
Syriusza za nogi, a jej tata za ręce i posadzili go na tylnym siedzeniu. Po chwili
to samo zrobili z Jamesem.
— Ani się ważcie
obrzygać mi tapicerkę! — ostrzegł Kirk, po czym pogroził urwisom palcem.
Odwrócił się i zapalił samochód, uprzednio pytając córkę o drogę. Cecily,
będąca na każdej imprezie robionej przez Huncwotów, doskonale znała drogę do
domu Jamesa. Kiedy dojechali, Cecily podeszła do drewnianych drzwi domu Potterów i zastukała
kołatką. Po około minucie otworzył jej zaspany pan Potter. Zdziwił
się, widząc ją u siebie o tak nieludzkiej porze, ale z trudem uśmiechnął się i
uprzejmie powiedział:
— Witaj,
Cecily, co cię sprowadza?
— Przywieźliśmy
Jamesa i Syriusza — odparła bez ogródek.
Pan Potter
natychmiast się wybudził.
— Słucham? A gdzie byli? Coś się stało?
— Trafiliśmy na nich na ulicy, jadąc samochodem — odparł pan Sweeney. — Na szczęście nie jestem fanem szybkiej jazdy. Są cali i... chyba zdrowi.
Ojciec Huncwotów
podszedł szybko do samochodu i ujrzawszy ich, zastygł w osłupieniu.
— Ooo, czeeeś,
tato… — powiedział ospale James. On i Black swoim powolnym zachowaniem przypominali
zombie.
— Chyba żartujecie! Mogliście umrzeć! Do licha,
Syriuszu, chciałeś, żeby to był twój pierwszy i ostatni dzień mieszkania w naszym domu?! Naprawdę się na tobie zawiodłem. James, o tobie nie wspomnę.
— Tato…
— Dziękuję,
panie Sweeney, za przywiezienie ich tutaj i przepraszam. Przepraszam naprawdę mocno.
— Nie ma
sprawy. — Kirk machnął ręką. — My już jedziemy, bardzo się śpieszymy. Na razie!
— Dobranoc, panie
Potter!
Odjeżdżając
spod domu Jamesa, Cecily i Kirk śmiali z widoku Charlesa, na którego lewym
ramieniu wsparł się Syriusz, a na prawym uwiesił się James; wyglądał
jak siedem nieszczęść, ale Cess nieco współczuła Huncwotom — mimo wszystko pan
Potter potrafił być w odpowiednich chwilach groźny i stanowczy, nawet jeśli na co dzień sprawiał
wrażenie całkowicie potulnego, ciepłego ojca.
Pomimo obaw Kirka
Sweeneya, dotarli na miejsce o czasie, niecały dzień po incydencie z Huncwotami. Pod
sceną tłoczyła się cała masa ludzi — wrzeszczących, śmiejących się, pijanych i zawodzących
razem z wykonawcą. Cecily wraz z ojcem włączyła się w tłum, pokrzykując tekst
piosenki, której nawet wcześniej nie znała. Koncert, dla Cess dopiero drugi w
życiu, był niesamowitym przeżyciem. Kirk obiecał jej, że zabierze ją na ich ulubiony zespół w te wakacje, ale wskutek skręcenia kostki nie mógł jej zawieźć i
musiała obejść się smakiem. W ramach rekompensaty wziął ją na najbliższy
rockowy występ nieznanego im zespołu, ale to nie było ważne. Rozpierała ją
energia, czuła się zjednoczona ze wszystkimi zebranymi ludźmi i nic nie
wydawało się jej niemożliwe do zrobienia. Skakała w rytm muzyki w ciężkich
butach odziedziczonych po kuzynce i cieszyła się spełnionym marzeniem, chwilą
wyczekiwaną przez całe wakacje. Obróciła się, by posłać uśmiech swojemu tacie,
ale nie zobaczyła go tam, gdzie był przed chwilą. Dostała za to łokciem w nos,
ale prawie tego nie zauważyła. Przeraziła się nie na żarty, bo w tym tłumie nie
sposób było kogokolwiek znaleźć. Zaczęła się przedzierać przez ludzi, co nie
było łatwe z powodu jej skromnego metr sześćdziesiąt dwa wzrostu. Próbowała się
stamtąd wydostać. Gdy udało się jej odejść trochę na bok, tam, gdzie nie było nikogo,
przycupnęła na trawie, bo zakręciło jej się w głowie. Po chwili poczuła, że
ktoś osuwa się na miejsce obok niej. Spojrzała na przybysza i pokręciła głową z
niedowierzaniem. Koło niej leżał boski Syriusz Black w całkiem zwyczajnej
skórzanej kurtce i dżinsach.
— Nie
wyglądasz na zdziwioną — stwierdził, podparłszy się na łokciach.
— Uwierz, po
pięciu latach przeżytych w Hogwarcie, i to w dodatku z wami, mało co mnie dziwi.
— Ale
widocznie ktoś cię jednak zaskoczył — odparł, palcem wskazując na jej twarz. — Krwawisz.
Cecily
pomacała się ręką po twarzy i nagle poczuła ostry ból nosa. Odsunęła dłoń i zaskoczyła się, widząc świeżą krew. Ciecz zaczęła już spływać z nosa i
poszkodowana poczuła metaliczny smak w ustach. Wypluła ślinę.
— Fuj!
— Nie martw
się, ja musiałem się przyczołgać
tutaj, bo nie mam odpowiedniego obuwia i moje stopy są zmiażdżone — poskarżył się, rzucając zazdrosne spojrzenie na obuwie
Cecily. — James poszedł po coś do picia.
— Jak
zwykle niezastąpiony — odparła cierpko, pochylając głowę do przodu. Do nosa
przyłożyła sobie rękaw swojej bluzki, by zatamować krwawienie.
— No co? Nie
pomagam ci wystarczająco? Raczę cię swoją obecnością, a ty możesz mnie do woli
pożerać wzrokiem. Każda laska byłaby wniebowzięta. A poza tym, dlaczego nie
pochylisz się do tyłu? Tak krew ci spływa, a tak…
Chwycił jej
głowę i przekrzywił ją w tył. Cess momentalnie wróciła do poprzedniej pozycji,
jednocześnie ofukując Syriusza.
— Widzę, że
niewiele wiesz o pierwszej pomocy.
— No co?
Chciałem pomóc! Intencje miałem dobre. I przestań się bawić w bazyliszka.
Cess jedynie
przewróciła oczami, a Syriusz kontynuował swoją wypowiedź.
— Zawsze byłaś
wredna. Czasem zastanawiam się, czy nie wstąpiła w ciebie moja matka — wygłosił
z powagą, po czym jęknął: — Czy James kiedyś przyjdzie?
Jak na
zawołanie, zza drzew wyłonił się okularnik niosący puszki z napojami. Jedną
rzucił Syriuszowi, drugą Cecily, a resztę położył na ziemi.
— Strzałka,
Cess… Godryku, co ci się stało?! — spytał James, gdy zobaczył jej zakrwawioną
twarz, do połowy zakrytą rękawem jeszcze niedawno niebieskiej bluzki. Black, w
ramach pomocy, postanowił sam odpowiedzieć na to pytanie.
— A, dostało
jej się w nos w tamtym tłumie. Nie pomagaj jej. Ona nie chce pomocy.
James puścił
to pomimo uszu.
— Jak się
czujesz? I tak w ogóle to podziękuj ojcu za nie przejechanie nas…
— Chyba
powinnam się zastanowić, czy nie robić mu z tego powodu wyrzutów — burknęła. — Oprócz
tego paskudnego bólu to w porządku. No właśnie, tata! Zgubiłam go!
Wstała,
ożywiając się i szukając go wzrokiem wśród pulsującej masy ciał.
— Luz,
Sweeney, spotkałem go w kolejce po picie. Jest na szarym końcu. Ale chyba już
wiem, po kim odziedziczyłaś to twoje nieokrzesanie. — James uśmiechnął się pobłażliwie.
— Musisz usiąść i pochylić głowę do przodu.
Na te słowa
Cess opadła z powrotem na ziemię. Koncert się trwał w najlepsze, a ona była
wykończona. Okropnie bolał ją nie tylko nos, ale i głowa. Ucieszyła się, że
przynajmniej nie musi szukać taty, który wracając będzie musiał przejść obok
nich.
— Merlinie,
powiedzcie mi, jak to się stało, że was puścili po tamtym?
Potter
wzruszył ramionami.
— Tata o
niczym nie powiedział mamie, więc nam się upiekło. Zawsze tak jest, gdy nas na
czymś przyłapie, ale tym razem naprawdę się bałem.
Syriusz ryknął
śmiechem. Cecily popatrzyła na niego z niezrozumieniem.
— Tak, błagał
go o litość i obiecywał, że będzie grzeczny
— wyjaśnił Black. James zgrywał obrażonego, ale Cess dołączyła się do
śmiejącego się Blacka. — Rozumiesz, Cess? „James” i „grzeczny”! Przecież te
słowa nie występują razem! Oj, Rogaczu, bez fochów. — Syriusz mocno szturchnął
w brzuch Jamesa, który już odpuścił i śmiał się razem z nimi.
— Łapa mówił
ci, jakiego czynu dokonał? — spytał, gdy przestali się już histerycznie śmiać.
— O kurczę,
zapomniałem! — Syriusz nie dał jej dojść do słowa, cały podekscytowany. — Uciekłem
z domu!
Cecily zrobiła
wielkie oczy.
— Żartujesz! —
Dała mu sójkę w bok. — To ekstra!
— Wiem! Ale
mieli miny… — rozmarzył się Syriusz. — Ej, to bolało!
— Bo miało. — Wyszczerzyła
się Cess. — Jesteś wolny!
— Tak. — Syriusz
położył się, zakładając ręce za głowę. — Jestem wolny.
Kirk znalazł
ich dopiero pod koniec koncertu. Żadne nie miało ochoty pchać się w tłum
domagający się spotkania z członkami zespołu, więc dostał się do nich,
wręczając wszystkim po butelce chłodnej wody, a córce dodatkowo czekoladowego
batonika. Nie obyło się bez wyjaśnień z powodu krwotoku nosa.
— Czekałeś po to
dla mnie? — Cess przytuliła się do ojca, który pogłaskał ją po głowie, gdy
konsumowała słodycz.
Reszta czasu
upłynęła im na rozmowach pod gołym niebem, a gdy zaczęli dosłownie dygotać z
zimna, a ludzie się rozchodzić, pan Sweeney zaproponował gościnę u siebie.
— To
niedaleko, nie ma sensu, żebyście teraz wracali do domów!
— Niedaleko?
Jechaliście przecież zza Doliny Godryka!
— Jechaliśmy z
domu wujka — odparła Cecily. — Tato, jesteś pewien? Oni są okropni.
— Przeżyjemy,
Cecy.
— W to nie
wątpię, tylko martwię się o to, w jakim stanie z tego wyjdziemy — wyraziła swoje
obiekcje, po czym została jednogłośnie zignorowana i poszli do samochodu.
Oświadczyła, że chce mieć miejsce na tyle, aby rozprostować nogi, więc Huncwoci
pokłócili się o to, kto zajmie miejsce pasażera. Wygrał Syriusz, a Potter
zrezygnowany usiadł na tylnym siedzeniu. Cess położyła sobie na jego kolanach
stopy. Czuła, że traci kontakt z rzeczywistością, ale słyszała, jak Huncwoci z
ożywieniem wyjaśniają jej ojcu, czym jest quidditch. Kirk oczywiście wiedział o
tym od córki, ale z przyjemnością słuchał o świecie czarodziejów. Niemal
zasnęła, ale nagle rozbudziły ją wstrząsy powstałe od jechania po wyboistej
drodze, które wybitnie ją irytowały.
— Tato, możesz
jechać trochę wolniej? — jęknęła, nie otworzywszy oczu. Nie dostała odpowiedzi.
— Tato!
Obudziła się
całkowicie. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Jechali z zawrotną szybkością, a
gdzieś niedaleko słychać było przejmujące, rozpaczliwe krzyki i jakieś trzaski.
Za oknem dostrzegła okropny widok — mnóstwo ludzi, którzy próbowali uciekać,
ale uniemożliwiały im to błyskające we wszystkie strony różnokolorowe światła,
posyłane przez odzianych w czerń ludzi w maskach na twarzach. Krew zastygła jej w
żyłach. Śmierciożercy, pomyślała
przerażona. Przycisnęła głowę do szyby, choć wcale nie chciała tego oglądać. W
oddali błysnęło zielone światło, a po chwili dostrzegła znany dotąd jedynie z
gazet czy opowieści znak unoszący się nad tamtymi ludźmi — olbrzymią, emanującą trupiozielonym
światłem czaszkę, która pożerała węża. Mroczny Znak prędko oddalił się z pola
widzenia, ale wszyscy wciąż mieli go żywo przed oczami oraz słyszeli zgiełk
ofiar śmierciożerców. Już nikt się nie odzywał. Cecily nie mogła zasnąć, Kirk
wyłączył radio, nawet Huncwoci nie mieli odwagi niczego powiedzieć. W
samochodzie zapadła cisza.
----------------------------------------------
Taki tam mój mały prezencik z okazji Mikołajek.
Chciałam się wyrobić i ledwo co zdążyłam.
Ogólnie cieszę się za tak ogromny odzew jak na jedynie dwa rozdziały:(
Aha, i nowy szablon. Już trzeci. To tak wyszło, że zmieniam szablon co post, hihi.
Ostrzegam, że jeszcze nie jest w pełni dopasowany, więc wszystko skoryguję w tym tygodniu o ile mi testy pozwolą. Wszystkie powtórzenia i ewentualne błędy poprawię dziś wieczorem!
Dziękuję za wszystko.
PS Ktoś chce, żebym go informowała? Bo dla mnie no problem :) Pisać w komentarzu, jakby co.
PS Ktoś chce, żebym go informowała? Bo dla mnie no problem :) Pisać w komentarzu, jakby co.
Ach, długo czekałam, ale się doczekałam! I bardzo się z tego powodu raduję. Rozdział nie był za długi, ale za to treściwy. Bardzo mi się podobał i już nie mogę doczekać się następnego, naprawdę. Także życzę Ci duuuuużo weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Addie Della Robbia
PS. Szkoda, że zmieniłaś szablon, tamten poprzedni wyjątkowo mi się podobał :(
UsuńDziękuję :)
UsuńMnie tamten szablon się ogromnie podobał, ale kocham je zmieniać. No i myślę, że z tym nie jest najgorzej, jest całkiem huncwocki!
Pozdrawiam.
Tak, ten też ma swój urok :D
UsuńCześć, rybka!
OdpowiedzUsuńJejku, przemiany Twojego szablonu mieszają mi w głowie. Ja wiem, jestem totalnym wzrokowcem, dlatego takie zmiany mnie dekonstrłuują :p Ale wierzę, że Twoje opowiadanie już mnie zauroczyło, więc musi i po raz kolejny!
Jej, wątek panny Sweeney był uroczy, dopóki nie napatoczyły się te dwie kłody, czyli Syriusz i James! Jak tam można przerwać okazję do wspaniałego koncertu! Jestem oburzona.
Nie wiem czy to dobrze, czy źle, że Cecily akurat trafiła na Syriusza - jego egocentryzm aż powala, ale mimo to jest taaaki uroczy... I jeszcze to wzmianka o uciecze Syriusza. Niby lekko, niby przyjemnie, ale jakoś tak przykro.
No i ta końcówka! Świetna. Czytała się cudownie i przejmująco. Mam nadzieję, że cała czwórka wróci bezpiecznie, ale ktoś mimo wszystko musiał ucierpieć i taaaak baaardzo jest cięęęężko czekać na następny rozdział z tą świadomością, że powinnaś go pisać już teraz! :p
Kończąc - jeśli to nie problem, chętnie powitam Twoje powiadomienia pod moimi rozdziałami. Niby funkcjonują te obserwatorstwa itd., ale jeśli jakimś cudem bym zapomniała, zawsze możesz mnie trochę ponaglić :) Jestem do dyspozycji.
I pisz szybko dalszy ciąg!
Z pozdrowieniami
Eskaryna
To obiecuję, że ten szablon będzie widniał trochę dłużej niż zwykle :D
UsuńCieszę się, że tak odebrałaś Cess, bo właśnie taka ma być - urocza. Inne cechy wyjdą w następnych rozdziałach, niekoniecznie wszystkie będą dobre.
Naprawdę podoba mi się określenie "dwie kłody" o Syriuszu i Jamesie. Świetne!
Wszyscy wrócą bezpiecznie, to nie tajemnica. Ta scenka miała tak wprowadzić wątek Voldemorta, a chciałam to zrobić dość szybko.
Dziękuję za informację i za taki kochany komentarz :)
Wow a już myślałam, że się nie doczekam na kolejny rozdział :) dobrze, że wróciłaś. Rozdział świetny, miałam ciarki na skórze przy końcówce :O
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
K.
Wróciłam, wróciłam. Ale z przykrością zauważam, że blogowy świat już nie jest taki jak dawniej :(
UsuńDzięki za komentarz!
Właśnie trafiłam na Twój blog. Głównym bohaterem jest mój kochany Syriusz, który jest taki, jak być powinien, więc już kocham ten blog. z założenia xD PIerwszy rozdział perełka. Ale mimo wszystko widać, że Syriusz chciałby mieć rodiznę i że nie jest mu z tym tak do końca dobrze. Szkoda, że jego relacje z Regulusem się popsuły. BYć może gdyby obaj chcieli bądź inaczej - odwayżliby się-ze sobą porozmawiać,to by się odnaleźli... Ale muyszę przyznać, że postać ciotki Ci wyszła i aąż szkoda, że się bardziej nie wtrącała w tę rozmowę, bo wtedy byłoby jeszcze... dosadniej, że tak powiem. Podobają mi się bardzo rodzice Pottera, choć Charles jest jednak trochę za pobłązliwy, coś mi mówi, że w tym związku również rządzi kobieta. xD James to swietny przyjaciel,ale pewnie sam też chciał się napić xDxD Eh młodzi i nie do końca rozsądni, ale nie można też powiedziezć, że zupełnie głupi. nie spodziewałam się, że wprowadzisz nową postać Cess, która wraz z ojcem natknie się na pijanych Huncwotów, ale to było pomysłowe xD ciekawe, z jakiego jest domu. Widze, że dobrze się dogaduje z Huncwotami i oczywiście już ją paruję z Syriuszem xDxD Pasują do siebie. podoba mi sie szalony, choć nieco nieżyciowy ojciec dziewczyny, choć za kija nie wiem, gdize miałby być ten koncert, skoro jechali na niedo DWA dni. To chyba już nie w Anglii, moja droga. Co do błędów merytorycznych, mamy tutaj 1975 bądź 1976 r., a The Beatles przestało istnieć w 1970 r., więc to nie może być ich koncert. Choć sam pomysł takiego pomieszania życia czarodziejskiego z mugolskim bardzo dobry i oryginalny,pasuje do naszych Huncowtów, którzy jak sądzę wybrali znacznie szybszą drogę na dostanie się na niego, choć ciekawe, jaką dokładnie, może świstoklika?xD. podoba mi się Twój styl i humor, potrafisz zaciekawić czytelnika, aczkolwiek widać, ze radośnie i zabawnie tak zawsze nie będzie... koncówka może nieco zbyt krótko napsiana, ale jest preluduim do mało przyjemnych zdarzeń, i z pewnością nie jest ciekawie, skoro nawet J&S nie mogą nic powiedzizeć... choć pewnie zaraz będą próbowali jakoś walczyć czy coś... Mam nadzieję, że nmastępny rozdział faktycznie pojawi się w ciągu 3/4 tygodni, bo piszesz naprawdę dobrze (no i o Syriuszku :*:*) i czekanie kilka miesięcy to nie dla niecierpliwych xDxD Pozdrawiam i zapraszam na mój blog, na którym obecnie publikuję potterowskie opowiadanie pt. "Niezależność" :)
OdpowiedzUsuńKurczę, po pierwsze dziękuję ci za taki komentarz! Właśnie takie najbardziej lubię :)
UsuńNo to wrócę do tego 1 rozdziału i postaram się, żeby ukochana Lukrecja się jeszcze bardziej wtrącała, hihi.
Syriusz i James są jeszcze, że tak powiem, bachorami. Nie takimi złymi, ale mimo wszystko...
Kurczę. Taka właśnie ze mnie fanka. Zapomniałam całkiem, że rzeczywiście Beatlesi się już dawno rozpadli. Dzięki wielkie, serio :( Już wszyściutko poprawiam. Mam takie problemy z timelinem, choć staram się, to za cholerę nie wychodzi.
No dziękuję ci bardzo! :) Pozdrawiam.
prosze bardzo;)
UsuńOkej, liczę na pojawienie się Lukrecji xD
Heh, cóż, też mam tendencję do robienia tego typu błędow, ale staram się zwracać uwagę na tło. roznie wyuchodzi, choć jest znacznie lepiej niż kiedyś. A kiedy możemy spodziewać się nowości? trochę już jej nie było.
Zapraszam serdecznie na nowość na zapiski-condawiramurs
Bardzo spodobała mi się postać Cecily i spodobał mi się taki mugolski charakter tego rozdziału :D James i Syriusz są trochę bardziej nierozsadni i dziecinni niż sobie to wyobrażałam, ale i tak strasznie ich lubię xD Końcówka wyszła ci bardzo dobrze, taka nagła zmiana klimatu z wesolkowego na tajemniczy i straszny. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i poznania reszty huncwotow ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny! ;*
To świetnie, bo na postaci Cess bardzo mi zależy, pojawi się jeszcze nieraz :D
UsuńChciałam ich wykreować na trochę doroślejszych, ale zdałam sobie sprawę z tego, ile mają teraz lat - tyle co ja, a widzę zachowanie chłopców w moim wieku. Są dobrzy itd, ale jeszcze nie są tacy świadomi - może Syriusz bardziej, bo miał gorsze życie niż James, ale i tak nadal jest piętnastolatkiem.
Kurczę, dzięki! ;*
[konstruktywna-krytyka-blogów]
OdpowiedzUsuńCześć, informuję, ze Twoj blog zostanie oceniony przez stażystkę - Cinderellę. Pozdrawiam :)
Pan potter, nie zachowuje się jak prawdziwy rodzic, tylko jak facet z kryzysem wieku średniego, który tęskni za młodzieńczym, życviem i dlatego pozwala synowi na takie wariactwa. Normalny rodzic nie puściłby kogoś w środku nocy. I zdecydowanie... matka by o tym usłyszała.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co Syriusz i James by zrobili, gdyby Cecy z jej ojcem ich nie znaleźli. Wyobrazam sobie, że leżeliby obrzygani w rowie. Myślę, ze to nie było przypadkowe, że to właśnie ona zanlazła chłopaków, tak samo jak nieprzypadkowe było to, ze spotkali sie na koncercie. szkoda , że nie jest opowiedziane kim dokładnie są. Przyjaciółmi? Cece to tylko ich bliższa znajoma?
Ogólnie chybabym zauważyła, że ktoś mi rąbnął w nos. Trzeba nie wiem jak być nieogarniętym, żeby to zignorować.
Bohaterowie sprawiają wrażenie dziecinnych i nierozsądnych, co nie jest dobre jeśli liczymy w tym osoby dorosłe.
Chyba z tego wszystkiego najlepsza była końcówka,chociaż szkoda, że została opisana tak krótko :( W każdym razie spełnia swoją rolę, bo wprowadza napięcie i ciekawi czytelnika. Rozumiem, ze Voldemort jest w pełni sił, a jego poplecznicy rosną w siłę. Co z tego będzie? Sama nie wiem, ale mam nadzieję, że masz dobry pomysł na to opowiadanie. :)
Jeśli masz ochotę, u mnie nowy rozdział.
Życze dużo weny i pozdrawiam :)
Dziękuję za tak długie komentarze! Bardzo mi miło, że chciało ci się je pisać :)
OdpowiedzUsuńI po stokroć dziękuję za tyle krytyki! Postaram się usiąść nad wszystkim w najbliższym wolnym czasie i postarać się poprawić. Nic nie mam na swoje usprawiedliwienie, więc jedynie obiecuję poprawę i jeszcze raz dziękuję. Takie komentarze to jak wiadro zimnej wody, ale w dobrym znaczeniu :)
Pozdrawiam!
Cześć... Niestety Cinderella zrezygnowała ze stażu w KKB, wiec Twoj blog wrócił na razie do wolnej kolejki... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak mnie dawno tu nie było! ;o No ale już jestem :*
OdpowiedzUsuńOh! Cudowny szablon *-* Na prawdę, moim skromnym zdaniem ten jest chyba najlepszy <3 :)
Długość rozdziału zadowalająca hihi c: A treść? Jejku cudowna! *-* Czytam sobie czytam, wszystko ładnie a tu co? ;.; Śmierciożercy? Po co? Nikt ich tam nie chciał! :__: Powiem Ci, że przez pewien moment jak czytałam to dostałam ciarek, serio ;o xd Pisz więcej takich "czarnych scenariuszy". Wychodzą Ci świetnie! :*
Mi nic innego nie pozostaje jak czekać na NN, który (mam nadzieję) pojawi się szybciutko :3
Ściskam mocno, bo tak strasznie zimno za oknem brr ;.;
Jazz ♥
Naprawdę nie lubię blogów o Huncwotach. Zupełnie mi nie leży ta błazenada, która zawsze im towarzyszy. Trafiłam na Twój blog całkowicie przypadkiem. Sam adres mówił mi, że będziesz zagłębiać się w tematykę, której nie cierpię. Mimo wszystko, zaczęłam czytać i nie żałuję. Huncowci są infantylni i nierozsądni jak w wielu opowiadaniach o tej tematyce, co trochę mnie razi. Jednak warto było brnąć przez trzy rozdziały by przeczytać kilka krótkich zdań na końcu tej notki. W zderzeniu z dowcipnym, lekkim klimatem poprzednich rozdziałów wywiera to naprawdę duże wrażenie. I tak dałaś mi nadzieję na pierwsze opowiadanie o Huncwotach, które zamierzam regularnie czytać. O interpunkcji, ewentualnych literówkach się nie wypowiem- jestem w tym beznadziejna. Poza tym, szablon jest absolutnie przepiękny!
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że piszę chaotycznie, ale komentowanie przychodzi mi dosyć ciężko :)) Tak czy inaczej, dodaję do obserwowanych i czekam na NN (o ile będą, bo długa przerwa naprawdę mnie martwi! :))
Pozdrawiam, Krwawnik
Hej, piszę z KKB, zeby poinformować, iż Twoj blog zostanie oceniony przez stażystkę Kvist :)
OdpowiedzUsuńCześć, Twój blog został oceniony na http://konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKurczaki, spodziewałam się, że po mojej bardzo długiej nieobecności w Internecie będę miała u ciebie mnóstwo zaległości do nadrabiania… Jakże się myliłam! Widzę, że nie tylko ja biję się z czasem, nawałnicą obowiązków i próbuję to pogodzić z pisaniem fanfiction.
OdpowiedzUsuńAle najpierw chyba wypadałoby się przedstawić, bo możesz mnie nie pamiętać — cześć, Moony, tutaj Mglista, która kiedyś była Zimną (i prowadziła bloga „Ptaki i gady”, ale zdezerterowała w pewnym momencie bez słowa, bo musiała sobie wszystko poukładać na spokojnie i pogodzić to jakoś z obowiązkami w normalnym życiu, które się niespodziewanie zwaliły na głowę wszystkie naraz) :-) Teraz, po mojej prawie półrocznej (o ile dobrze pamiętam) przerwie, wracam na stare śmieci i pieczołowicie nadrabiam zaległości. A więc, po takim długim i zawiłym wstępie — lecę czytać rozdział!
O, na końcu ostatniego rozdziału zastanawiałam się, na kogóż też James i Syriusz natrafili na tej nieszczęsnej drodze. Sama nie wiem, kogo się spodziewałam, ale raczej nie postaci własnej i to w dodatku takiej, jak Cecily! Tutaj chyba na chwilę się zatrzymam: wiesz, Cecily w pewien sposób przypomina mi Lunę Lovegood. To chyba przez to, że wychowuje ją ojciec, który zaszczepia w niej zwariowane pasje. Podoba mi się :-) Zawsze bardzo lubiłam Lunę i coś czuję, że jeśli tylko Cecily będzie w opowiadaniu występowała częściej, do niej też zapałam szczerą sympatią. Do tego jej rodzinka wydaje się bardzo zgrana i kochająca, pomimo tego, że pani Sweeney od niej odeszła. Grunt to nie poddawać się smutkowi!
Sama nigdy nie byłam na koncercie rockowym, ale podejrzewam, że energia musi być niesamowicie zaraźliwa — wszyscy moi znajomi, którzy w tym siedzą, zdają się to potwierdzać.
Kogo jak kogo, ale Syriusza i Jamesa się tam nie spodziewałam! Byłam pewna, że po przywiezieniu ich do domu tam zostaną, a reszta rozdziału skupi się raczej na Cecily i jej tacie. Nie mam zielonego pojęcia jakich sztuczek i argumentów musieli użyć, żeby pan Potter pozwolił im na wyjście albo przynajmniej nie dopilnował ich na tyle, że mu nawiali z domu. W sumie ciekawe, jak by się odnaleźli na takim mugolskim spędzie — podejrzewam, że mimo wszystko dobrze, bo nie dość, że rock wyjątkowo mi do nich pasuje, to jeszcze świat czarodziejów też ma swoje kapele.
Pod koniec rozdziału w pewnym momencie wystraszyłam się, że może całej grupce coś się stało, ale odetchnęłam z ulgą. Bardzo mnie zastanawia ta niespodziewana obecność Śmierciożerców — zawsze mi się plątała w tym miejscu chronologia i jakimś cudem byłam przekonana, że o I wojnie czarodziejów można mówić dopiero po tym, jak Huncwoci skończyli Hogwart, ale po szybkiej matematyce okazało się, że rzeczywiście, okres, na który przypada twoje opowiadanie to właśnie lata I wojny czarodziejów. Nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło :-D
Albo to ja przebrnęłam przez ten rozdział tak szybko i gładko, albo był krótkawy. Tak czy siak, mam nadzieję, że szybko uda ci się wszystko uporządkować i wrócić do pisania, bo nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
O, miałam jeszcze wspomnieć o szablonie — jest przecudny! Nie dość, że bardzo mi się podoba kolorystyka (ach, ten błękit! ach, ta zieleń!), to jeszcze to zdjęcie… Cud, miód i orzeszki! Wyjątkowo urokliwe ujęcie, do tego wyśmienicie wkomponowane w całość. Bardzo mi się tutaj podoba; jest tak, jak lubię najbardziej — przejrzyście i minimalistycznie, a do tego ze smakiem.
Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny!
Mglista (Zimna)
PS Gdyby było to możliwe, prosiłabym o informowanie mnie o nowościach, bo niestety, ale informacje przesyłane przez bloggera czasami giną w gąszczu innych. Do tego jeśli byłabyś zainteresowana, zapraszam także do siebie na www.krucze-lata.blogspot.com, gdzie publikuję nową wersję starego opowiadania ;-)
Witaj,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoje rozdziały od początku i chciałabym Cię pochwalić za duże pozytywne emocje, jakie u mnie wywołałaś. Bardzo mi się podobało. Nie wiem, jak ty to robisz, że tworzysz tak długie rozdziały, które jednocześnie wcale czytelnika nie nudzą, a wręcz przeciwnie sprawiają, że chce się czytać jeszcze i jeszcze. Akcja jest świetnie zbudowana, a dialogi dobrze opisane. Czytając jednym tchem, oderwałam się od rzeczywistości. Dzięki tobie przeniosłam się do innego świata. Dziękuję! Cieszę się, że tutaj trafiłam. Czekam na kolejny rozdział.
Życzę dużo weny i zapraszam do mnie.
www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com
Po pierwsze dziękuje za komentarz u mnie i informacje dotycząca tego opowiadania, bo musze przyznać, ze troche sie martwiłam :D po drugie zapraszam na świeżo dodany rozdział osiemnasty: niezaleznosc-hp.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHej, nie wiem, co sie stało z Twoim mailem :( mam nadzieje, ze wrócisz do pisania tego opka! Cały czas o nim pamietam.
OdpowiedzUsuńZapraszam w wolnej chwili na Niezaleznosc ;)
Jejku, ktoś pamięta o tym efku sprzed dwóch lat <3
UsuńJa go nigdy nie porzuciłam, tylko ciągle ulepszam! (No, może zdarzały mi się kilkumiesięczne przerwy).
Czytam Niezależność, tylko (wstyd się przyznać) nie komentuję. Mam nadzieję, że w wakacje nadrobię, jak będę miała siłę na składny, porządny komentarz!
taak, ja pamiętam i pamiętam, że podobało mi się to opko, i czekam niezmiennie na kontynuację :*
UsuńJestem ciekawa, czy nadal poprawiasz rozdziały, czy może masz już kontynuację, bo bardzo fajnie piszesz. Niby Twoje rozdziały są krótkie, ale piszesz to, co jest najważniejsze do przekazania.
OdpowiedzUsuńTwoje postaci są wykreowane w ciekawy sposób. Są bardzo realistyczne i nieprzesłodzone.
Cecily przypomina mi trochę Tonks i z miejsca ją polubiłam.
Tutaj ma ona na nazwisko Sweeney, a na w fanfiku, które piszę (też m.in. o Huncwotach) mam postać o nazwisku McSweeney :P
Czekam na coś nowego!
Pozdrawiam,
SBlackLady
http://kociol-pelen-amortencji.blogspot.com