12 sierpnia, 1976 r.
Szanowny Panie Rogaczu!
Jak ci mija lato? Tęsknisz już za starym
Łapą?
Mam nadzieję, że Twoja mama nie gniewa się
na mnie za bardzo za to, co zrobiłem jej kotu ostatnim razem. Z drugiej strony — nie moja wina, że z niego taki żarłok. Wierz mi lub nie, babeczka z
odorosokiem przeznaczona była specjalnie dla Ciebie. Nawiasem mówiąc, nie
miałem pojęcia, że odorosok tak działa na koty.
Przechodząc do sedna — czy tylko mnie aż
wzdraga na myśl o tej manii na punkcie czystej krwi? W moim mieszkaniu z dnia
na dzień jest coraz gorzej. Nie mam pojęcia, co mnie jeszcze tutaj trzyma.
Kiedy tylko skończę siedemnaście lat, wyprowadzę się i przenigdy nie wrócę,
zapamiętaj to sobie.
Niedługo się spotkamy, ale jak na razie nie
mogę nigdzie iść. Uwielbiam moją familię.
Bardzo nie w humorze,
Syriusz
PS Regulus właśnie bierze kąpiel. Myślisz,
że zauważy, jeśli nasypię mu bulbadoksu do piżamy?
Syriusz
westchnął ciężko, po czym zapieczętował list i przywiązał go do nóżki swojej
sowy.
— Zanieś to
Jamesowi.
Ptak poderwał
się z biurka i wyleciał przez otwarte okno domu Grimmauld Place 12, którego
Syriusz tak bardzo nienawidził. Bardzo chciał się znów spotkać ze swoimi
przyjaciółmi — Remusem Lupinem, Peterem Pettigrew i Jamesem Potterem, który był
dla niego jak brat. Była już połowa wakacji, które poprzedzały jego szósty rok
w Hogwarcie. Tu, w swoim domu, czuł się jak więzień. Nienawidził
matki i ojca, a także brata, z którym miał kiedyś dobre kontakty, za ich
zamiłowanie do czystej krwi. Ba! Nienawidził całej swojej rodziny, choć tutaj
były wyjątki — ostatnio bardzo zaprzyjaźnił się z Andromedą, swoją kuzynką,
którą niedawno wydziedziczono za poślubienie mugolaka. Także jego stary wujek
Alphard nie podzielał tych chorych poglądów.
Znużony tym
wszystkim wyszedł na chwilę z sypialni, by spełnić dopisek z listu do Jamesa, a
po tym oparł się dłońmi o parapet okna w swoim pokoju.
Była już noc,
a pełnia jasno oświetlała Grimmauld Place. Syriusz jeszcze chwilę wyglądał
przez okno, myśląc, co przeżywa właśnie Remus, a potem rzucił się na łóżko w
ubraniu, zmęczony całodzienną walką ze swoją rodziną.
*
Rano młodego
Blacka obudził jego brat, wchodzący do pokoju.
— Wstawaj,
dziś przyjeżdża ciocia Lucretia — powiedział beznamiętnie Regulus do budzącego
się Syriusza, po czym wyszedł. Syriusz wzdrygnął się na myśl o czekającym go
popołudniu. Ciocia Lucretia była siostrą jego ojca, której nie znosił równie
mocno jak własnej matki. Wiedział również, że nie przyjedzie sama, tylko ze
swoim mężem — potulnym i zgadzającym się z nią w każdej kwestii starszym
mężczyzną. Syriusz nie pojmował, jak można dać się aż tak podporządkować
kobiecie, a zwłaszcza takiej jak ciotka Lucretia. Na jej widok należało po
prostu uciekać, nie było żadnego innego ratunku, a Syriusz musiał z nią spędzić
cały dzień, a potem kolejne. Nie
sprzeciwiał się jednak, bo wiedział, że to przy niej straci resztki rozsądku i
wypluje całą złość, która siedziała w nim od tygodnia. W pewien sposób tego
pragnął.
Podniósł się, opierając się łokciami o łóżko, i rozejrzał się po pokoju obklejonym plakatami
motocykli, zdjęciami dziewczyn w bikini, magicznymi fotografiami z przyjaciółmi
i gryfońskimi proporczykami. Szukał swojej sowy z nadzieją, że przyniesie mu
list od Jamesa, ale chwilę później przypomniał sobie, że James wyjechał na
wakacje z rodzicami i sowa będzie musiała przebyć trochę dłuższą drogę niż
normalnie.
Umył się i
ubrał w zwyczajną koszulkę z logo The Beatles na przedzie i mugolskie dżinsy.
Wiedział, że to doprowadzi jego matkę do szału, więc uśmiechnął się z satysfakcją,
gdy zszedł do ponurej kuchni na śniadanie i zobaczył, jak Walburdze rozszerzają
się nozdrza ze wściekłości.
— Witaj, matko — rzekł spokojnie Syriusz, siadając przy stole naprzeciwko swojego brata i
nalewając sobie mleka do szklanki. Walburga nie odpowiedziała ani słowem,
zasiadając z godnością na szczycie stołu.
— Och,
Regulusie, co ci się stało? — spytała, patrząc z troską na swego młodszego
syna.
Syriusz zauważył, że kawałek szyi Regulusa,
który nie był zakryty białą koszulą, i dłonie pokrywa obfita wysypka. Minimalnie
poprawiło mu to humor i powstrzymawszy się przed uśmiechem satysfakcji, zajął
się obserwowaniem krzątającego się po kuchni Stworka — domowego skrzata. Po
chwili uznał, że to nie był dobry pomysł, bo widok jego ryjkowatej twarzy
zawsze przyprawiał go o zniesmaczenie. Nie miał wcale apetytu, więc dopił swoje
mleko i poszedł do swojego pokoju. Zapowiadał się wyjątkowo nudny poranek.
Siadł przy swoim biurku i spojrzał na wiszący nad nim kalendarz ze zdjęciem
młodej, atrakcyjnej dziewczyny w bikini, opierającej się o potężny czarny
motocykl. James przyjeżdżał do domu za dokładnie dwa dni. Nie było go już
tydzień, co Syriusz boleśnie przeżywał. Bardzo brakowało mu swojego najlepszego
przyjaciela, szczególnie, gdy był zmuszony do siedzenia na Grimmauld Place ze
swoją zbzikowaną matką.
Przez kilka
minut przeglądał mugolski magazyn z motocyklami, znaleziony przez niego na
jakiejś ulicy, zastanawiając się, na którym z motocykli wyglądałby najlepiej.
Nie dane mu było jednak podjąć w tej sprawie decyzji, bo dosłyszał znany, choć
znienawidzony, kobiecy głos. Ciocia Lucretia. Gdy usłyszał głos swojej matki
wołający go, przez chwilę zastanawiał się, czy uznają, że zasnął, jeśli ich
zignoruje, ale po chwili zreflektował się i westchnął: postanowił stawić czoła swojej ciotce. Z ociąganiem zszedł ze swojego wielkiego łóżka, by po chwili
zejść na dół, do salonu. Lucretia właśnie wylewnie witała Regulusa, a kiedy go
puściła, swój bystry wzrok skierowała w stronę jego starszego brata.
Była
kwintesencją wszystkiego, czego młody Black nienawidził najbardziej — uprzejma i
dobrze wychowana, i słodka na swój okropny sposób. Ociekała jadem, być może
niewidocznym dla ludzi mniej spostrzegawczych (i bardziej zaślepiających sobie
oczy) niż Syriusz. Była starszą kobietą o uroczo smutnej, delikatnej twarzy.
Miała kruchą budowę ciała, a misternie wykonana suknia z czarnej koronki
kontrastowała się z jej przypominającą pergamin skórą. Ktoś przyglądający się
jej z boku pomyślałby, że jest czarowną starszą panią, ale było wręcz na
odwrót. Choć nikt nie mówił o tym na głos, to właśnie głównie ona trzęsła całym
tym czystokrwistym poruszeniem, a każdy, kto się z nią nie zgadzał, mógł się
już uważać za przegranego w szlachetnych rodzinach.
Syriusz
uchwycił karcące spojrzenie swojej matki, które skierowało się na ciotkę
Lucretię, do której niechętnie podszedł. Lucretia musnęła go wargami w
policzki, a do jego nozdrzy doleciał zapach jej policzków, słodki i pudrowy.
— Witaj,
Syriuszu — powiedziała z czarującym uśmiechem na ustach.
— Dzień
dobry, ciociu — odrzekł z ledwie namacalną ironią w głosie, zabijając ją
wzrokiem. Ich spojrzenia skrzyżowały się na krótko, ale to
była zapowiedź nowej bitwy pomiędzy nimi. Kiedy odszedł od Lucretii, przyszedł
czas na przywitanie się z Ignatiusem — jej mężem.
Ignatius naturalnie pochodził z czystokrwistego rodu Prewettów, miał czarne włosy
mocno przyprószone siwizną i wysoką, szlachetną postawę. Wyglądał na silnego
mężczyznę, ale wiadomo było, że to Lucretia rządzi w tym związku.
— Stworek, szybciej! Nie widzisz, że państwo są zmęczeni po długiej podróży? — Na te słowa Stworek, który niósł srebrną tacę z
herbatą oraz ciasteczkami, pobiegł, niemal wylewając na siebie wszystko.
Lucretia nie omieszkała wygłosić opinii na ten temat.
— Bardzo dobrze, Walburgo. Uważam, że skrzaty domowe trzeba trzymać
na krótkiej smyczy. Wyobrażasz sobie, że gdy byłam na podwieczorku u Gampów,
skrzat zbił miskę z puddingiem, a oni nawet go nie ukarali? Nasza skrzatka z
pewnością zostałaby odpowiednio ukarana i wydalona.
— Zgadzam się
z tobą, kochana.
— A gdzie mój brat? — wtrąciła wdzięcznie Lucretia, gdy już wszyscy
zasiedli w fotelach w salonie. Syriusz pomyślał, że chyba nie było na świecie
rzeczy, której jego ciotka nie robiłaby z gracją. Pewnie nawet sra w śliczny
sposób.
— Dziś musiał dłużej zostać w pracy, ma bardzo ważne zebranie — odparła z dumą Walburga, racząc się herbatą przyniesioną przez
Stworka. — Powinien być niedługo.
Po tych uprzejmościach rozmowa zeszła na tematy polityczne, jak to
zwykle bywało wśród dorosłych. Regulus uczestniczył w tych dyskusjach bardzo
chętnie, za to Syriusz rozparł się wygodnie w fotelu, lekceważąc krzywe, lecz
dyskretne spojrzenia ciotki na swój mugolski ubiór. Po chwili
słychać było trzask drzwi, co zwiastowało przybycie głowy rodziny Blacków.
— O, jednak już jest! Stworku! — Skrzat
posłusznie podbiegł do swojego pana, pochwycił jego płaszcz i, zataczając się,
z trudnością powiesił go na wieszaku. Następnie podniósł parasol i umieścił go
w specyficznym stojaku z dość obrzydliwej nogi trolla —
pamiątki po szlachetnej walce o przetrwanie ich przodka — Herberta Burke'a.
— Syriuszu, nie spytasz ojca, jak mu minął dzień? — spytała chłodno
Lucretia po wylewnym przywitaniu ukochanego brata.
— Nie, jakoś nie mam ochoty dowiadywać się, komu dziś dał trochę
złota i za jak okropne rzeczy — odparł Syriusz,
utrzymując swoją luźną postawę, jednak wewnątrz cały się napiął.
Orion nie był wcale zdziwiony postawą syna, tak samo jak jego
siostra, za to Walburga widocznie się zagotowała. Po niej Syriusz odziedziczył
wybuchowy charakter, którego stanowczo nie znosił. Po stokroć wolałby chłodne
opanowanie ojca.
— Och, nie,
dzisiaj przewodniczyłem na spotkaniu dotyczącym nowego dekretu dotyczącego
ograniczenia praw szlam — odparł spokojnie Orion. Nie musiał długo czekać na
aprobatę. Wszyscy, prócz Syriusza, byli zachwyceni owym dekretem
— Już dawno powinni ustanowić coś takiego! — emocjonowała się
Walburga, która pęczniała z dumy.
— Moim
zdaniem to dobry początek. Oby wyewoluował.
— Co masz na myśli, Lucretio?
— Oczekuję całkowitego wyeliminowania szlam z naszej społeczności i, nie kryję, mam nadzieję, że znajdzie się
ktoś, kto zrobi z tym ład.
Syriusz poruszył się, chcąc zareagować, ale powstrzymał się. Wziął
sobie ciasteczko. Chcą mnie sprowokować,
tym razem się nie dam, pomyślał.
— Wydaje mi się, że ktoś taki już się znalazł. Nie czytasz gazet? — zdziwiła się Walburga. — Maskują to, jak mogą, ale wystarczy znaleźć drugie
dno. Ostatnio odbyło się kilka... likwidacji szlam i mugoli.
— Wiadomo, kto to zrobił? — dopytywała Lucretia, udając, że jest zielona w temacie.
— Na razie
nie — przyznał niechętnie Orion — ale zaręczam, że wkrótce się dowiem.
— W każdym
razie będziemy popierać tego człowieka. Prawda, Regulusie?
Syriusz spojrzał z nadzieją na brata, jednak on skutecznie unikał
jego spojrzenia. Proszę, nie. Nagle poczuł, że może w każdej chwili się popłakać.
— Prawda, matko — potwierdził Regulus, wpatrując się z nagłym
zainteresowaniem w swoją filiżankę z herbatą. Syriusza zapiekły oczy. Miał
ochotę zerwać obrus ze stołu, uderzyć ojca, zacząć krzyczeć z furią, ale
powtarzał sobie, że tym razem zachowa spokój. Gwałtownie wstał z fotela,
kierując się tak spokojnie, jak tylko mógł, do swojego pokoju. Był z siebie
zadowolony, że nie miał zwykłego w takich przypadkach napadu furii, ale wstydził
się, że nie wytrzymał i uciekł.
Westchnął, próbując się uspokoić, jednak nie za bardzo mu się to
udawało. Z całej siły kopnął szafkę, ale od tego jedynie rozbolał go duży palec
u nogi. Nadal czuł pulsującą żyłkę na jego skroni i jak bardzo jest mu gorąco.
Uchylił okno, by ochłonąć, co nie dało zamierzonych efektów, lecz umożliwiło
wlot do pokoju Hektorowi — jego sowie, która przyniosła list. Syriusz otworzył go trzęsącymi
się ze wściekłości palcami, po czym przeczytał treść:
Mój Syriuszu!
Oczywiście, że tęsknię,
tęsknię jak za nikim innym — no, może z wyjątkiem Evans (brakuje mi jej temperamentu). Mnie również
się to nie podoba — sporo czytałem o tym w gazetach, no i wiem co nieco od taty.
Po co czekać? Wyprowadź się od razu, moi
rodzice przygarną cię z radością. Nawet moja mama, mimo tego, co zrobiłeś jej
kotu.
Wybacz tak krótką odpowiedź,
ale właśnie wróciliśmy wcześniej i jest straszne zamieszanie!
Tak czy siak, czekam na twoje
przybycie.
Rogacz
No właśnie... Po co czekać?
Syriusz, tchnięty impulsem, wyjął z szafy kufer i zaczął wrzucać do niego
najpotrzebniejsze rzeczy. Użył zaklęcia, dzięki któremu pomieścił więcej
przedmiotów niż normalnie. Zerwał ze ściany niemal wszystkie swoje zdjęcia z resztą
Huncwotów i swój ulubiony kalendarz z motocyklami. Wziął również całe oszczędności,
bo wiedział, że teraz rodzice nie będą już nawet się do niego przyznawać, oraz
swoją ukochaną Kometę 150. Wrzucił na siebie ciężką skórzaną kurtkę i chwycił
klatkę z Hektorem. Po raz ostatni objął wzrokiem swój pokój, nie czując do
niego żadnego sentymentu, po czym najpierw zrzucił przez okno kufer i klatkę z
sową, która zaczęła głośno skrzeczeć w akcie oburzenia. Następnie wygramolił
się na zewnątrz i ostrożnie zaczął schodzić, opierając czubki butów o wszystkie
wystające elementy, jakie znalazł. Szczęście nie sprzyjało mu tego wieczoru,
więc poślizgnął się na wystającym ceglanym ornamencie i spadł z wysokości kilku
stóp na chodnik, prosto w kałużę zastygającego błota. Wyraził emocje w głośnym
przekleństwie. Wstał i wyciągnął różdżkę nad ulicą. Po niedługiej chwili usłyszał
szaleńczy pisk opon i pojawił się przed nim wściekle fioletowy, kilkupiętrowy
autobus – Błędny Rycerz.
— To gdzie jedziemy, młody człowieku? — spytał go konduktor.
— Do Doliny Godryka.
— To będzie trzynaście sykli, chyba, że dasz trzy dodatkowe na gorącą czekoladę — zaproponował, a gdy Syriusz odmówił, krzyknął do kierowcy: — Dolina Godryka! Ruszajmy!
Syriusz rozejrzał się po autobusie. Nie widział w nim nikogo poza
nim, za to wszędzie były jakby niechlujnie porozstawiane łóżka. Jednak gdy
pojazd ruszył, Syriusz zrozumiał, że one przemieszczają się same wskutek
szybkiej jazdy i ostrego hamowania kierowcy. Rozłożył się wygodnie na jednym z
nich i wręczył konduktorowi dodatkowe trzy sykle.
— Masz. Jednak kopsnij mi tę czekoladę.
Przy gorącej czekoladzie Syriuszowi zawsze łatwiej się myślało. Po
raz pierwszy tego dnia — albo nawet i tego lata — był
w miarę zadowolony. Uciekł ze swojego znienawidzonego domu, miał wolność i kakao, a do
tego jechał do
Jamesa. Kiedy autobus zatrzymał się pod domem Potterów,
Syriusz podziękował i zabrał swój ciężki bagaż. W domu Jamesa paliły się
światła, widać było przez okno kuchnię i krzątającą się w niej panią Potter. Młody
Black szeroko się uśmiechnął, podszedł do drzwi i zapukał kołatką. Po chwili
rozległo się stukanie butów i dźwięk otwieranych drzwi, w których stanął James.
— Syriusz?!
*
No i jest! Sama nie wierzę,
że w końcu napisałam cokolwiek. Miałam jakąś blokadę, ale mam nadzieję,
że ją już przełamałam. Powiem, że główną motywacją było to, że mam siedmiu
obserwatorów! Nie mam pojęcia dlaczego, bo przecież nic tu jeszcze nie ma, ale
to bardzo, bardzo miłe — dziękuję! A, i wybaczcie niedoskonałości w szablonie, ale już tworzę nowy i mam nadzieję, że ten za bardzo nie szwankuje.
Ach, Moony! Warto było czekać! ;*
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały. To niesamowite jak dobrze wszystko opisujesz. Podążając za Syriuszem, widziałam bardzo dokładnie jego pokój, kalendarz, awanturę z rodzicami, moment wyprowadzki.
Właściwie muszę ci się przyznać, że w życiu nie oglądałam Pottera, a czytać, czytałam tylko pierwszą część. I to wręcz dziwne, że twoje opowiadanie już na samiutkim początku skradło mi serce. ;)
Mam nadzieję, że twoja wena pokonała zastój i nie zawiedzie cię w trakcie wakacji. Byłoby cudownie, gdybyś przez najbliższe dwa miesiące zaspokajała naszą dziką ciekawość nowymi rozdziałami :)) I nie dziw się, kochana, że jest nas siedmioro. Z pewnością zasługujesz na więcej i będzie nas przybywać ;*
A szablon jest przepiękny i aż żal serce ściska, że planujesz go zmienić. ;/ Bardzo zazdroszczę ci, że potrafisz stworzyć go sobie sama.
Ściskam cię mocno i życzę weny! ♥
Kochane, dziękuję!
UsuńJa właśnie mam wrażenie, że po tym półrocznym "zastoju" piszę jakoś drętwo, ale mam nadzieję, że się rozkręcę.
Każdy może robić szablony :D Ja kilka lat temu sama zazdrościłam tym, którzy je robią, aż wreszcie sama do wszystkiego doszłam. :)
Jeszcze raz dziękuję!
Teraz ty ranisz moje oczy czcionką. ;p Jak powrócę z wakacji we wtorek, to jakoś porządnie skomentuje. (;
OdpowiedzUsuńCzcionka poprawiona! :)
UsuńPrzepiękny nowy szablon! I kurczę, Ben w nagłówku. <3 Do tego genialna kolorystyka, aż przyjemnie patrzeć na całość.
UsuńOgólnie niektóre zdania mi trochę zgrzytały, za często też powtarzałaś, że James jest najlepszym przyjacielem Syriusza, raz wystarczy. (; Ale, oprócz tego, rozdział bardzo przyjemnie się czytało. Dość ciekawy moment w życiu Syriusza wybrałaś jako początek opowiadania. Przeprowadzka do Potterów, samą motywację Syriusza rozumiem. Chyba zwariowałabym w takim domu, gdzie wszędzie szerzą się takie polityczne brednie i codziennie ma się maskaradę. Matka Syriusza jest strasznie irytująca, kurczę, aż się dziwię, jakim cudem udało mu się tak długo z nią wytrzymać. ;d Chociaż gadane to ona ma, widać tutaj Waburgia jest podobna do swojej obrazowej wersji z książki, ach, cudowną kobietą musi być. Albo po prostu Syriusz ma do niej kiepskie podejście. Wzajemne niezrozumienie to podstawa wszelkich konfliktów, przecież.
W sumie to wybrałaś dość dobrym moment na rozpoczęcie opowiadania – przeprowadzka do Potterów. Chociaż trochę mnie to smuci, bo zawsze lubiłam opowiadania z Regulusem, a skoro Syriusz nie będzie przebywał już w domu, to Regulusa będzie pewnie mało w całym opowiadaniu. No nic, poczekamy, co tam wymyślisz jeszcze w tym opowiadaniu. (;
Pozdrawiam i weny życzę,
Alathea
Dziękuję :D
UsuńAaach, ja mam straszny problem z tymi powtórzeniami. Ale uwierz, nieprzejrzana wersja tego rozdziału była sto razy gorsza. Jeszcze raz sprawdzę rozdział i postaram się wyeliminować powtórzenia.
Również pozdrawiam :)
Czy ja czytam fanfiction Potterowskie? Borze, jak cudownie! Od nich zaczęła się moja przygoda z blogosferą i pisaniem. Przez półtora roku pisałam o przygodach Huncwotów i Syriusza :D. Niesamowicie się za tym stęskniłam. Ech, no i Ben Barnes z boku. Cudnie.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie póki co ciekawe i wciągające. Lubię wątek z ucieczką z domu i przeprowadzce do Rogacza. Jestem ciekawa czy będzie coś jeszcze na temat Regulusa. Nie wiem dlaczego, ale bardzo podoba mi się ta postać. Zaraz zabieram się za ciąg dalszy.
W wolnej chwili zapraszam do siebie.
truthofthunder.blogspot.com
Dziękuję:) Właśnie na niemal wszystkich ffkach, które czytałam (a tego było sporo) Syriusz jest taki szczęśliwy, beztroski, pomija się też wątek o jego rodzinie i ucieczce z domu. O Regulusie to chciałabym napisać oddzielne opko, uwielbiam go! Ale strzegę się przed tym, bo wiem, że skoro jedno opowiada
Usuńnie ode mnie tyle wymaga, to co dopiero dwa!
Z pewnością wpadnę ;)
Pozdrawiam!
Historia zapowiada się ciekawie. Mało jest dobrych opowiadań o życiu Syriusza, a twoje czytało się lekko i przyjemnie. Operujesz ładnym językiem i jestem zachwycona nienaganną interpunkcją :) Ogromny plus za to.
OdpowiedzUsuńNajbardziej w rozdziale podobał mi się motyw z kotem matki Jamesa. Zabawne.
Zauważyłam kilka błędów i chciałabym ci je wskazać, mam nadzieję, że to cię nie urazi w żaden sposób. Nie robię tego z wrednością czy po to, by się tylko do czegoś przyczepić. Po prostu uważam, że autorzy powinni sobie pomagać :)
„Ba!, nienawidził całej swojej rodziny, choć tutaj były wyjątki” — Myślę, że przy „ba” możesz śmiało zrezygnować z jednego znaku interpunkcyjnego. Ładnie by wyglądało to zdanie, gdyby pozbyć się przecinka i napisać „nienawidził” wielką literą. Tak moim zdaniem, ale oczywiście zrób jak uważasz
„Syriusz podniósł się na łokcie i rozejrzał się po pokoju obklejonym plakatami motocykli” — Nie bardzo wiem, jak można podnieść się na łokcie :D Może chodziło ci o coś w stylu „podniósł się, opierając się łokciami o łóżko”? W każdym razie aktualnie to wygląda tak, jakby Syriusz chodził na łokciach :D A to bardzo zabawna wizja.
„Minimalnie poprawiło mu to humor i, powstrzymawszy się przed uśmiechem satysfakcji, zajął się obserwowaniem krzątającego się po kuchni Stworka — domowego skrzata.” — Przecinek przed „i” jest niepotrzebny
„Była starszą kobietą o uroczo smutnej, delikatnej twarzy.” — Prawdopodobnie tu już się czepiam, ale czy smutek może być uroczy?
„(...) po czym najmocniej jak potrafił kłapnął drzwiami, aż wszystko wokół się zatrzęsło” — Nie jestem pewna, co oznacza „kłapnąć drzwiami”. Słyszałam o kolokwializmie „kłapać ozorem” lub tym podobne wyrażenia, ale kłapać drzwiami? :D Z tym spotykam się po raz pierwszy.
„Wyszedł na chodnik i wyciągnął prawą rękę z różdżką nad ulicą.” — Przeczytałam to zdanie kilka razy i mam z nim problem. Chodziło ci pewnie o wyciągnięcie dłoni, w której była różdżka, przed siebie. Niestety zdanie sugeruje, że ręka była z różdżką nad ulicą, co trochę nie ma sensu.
Idę czytać dalej :)
Syriusz jest jedną z moich ulubionych postaci z Harrego, a to plus fakt, że całkiem nieźle umiesz pisać sprawiło, że zyskałaś nowego czytelnika! ^^ Czytając ten rozdział trochę się nawet wzruszyłam, kiedy uświadomiłam sobie jak bardzo Syriusz jest podobny w tym swoim osamotnieniu w swojej rodzinie do Harrego. :c Szkoda, że tak krótko dane mu było mieć ojca chrzestnego... ale nie rozpaczajmy, w twoim opowiadaniu Syriusz żyje i ma się dobrze, więc przynajmniej ja będę się mogła nim dłużej nacieszyć! :D No i już nie mogę się doczekać poznania Jamesa i innych postaci. Wrócę jak tylko znajdę troszkę czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie, jeśli masz ochotę ;*
pisujesobie.blogspot.com
Dziękuję ślicznie c:
UsuńMnie też to bardzo boli, ogólnie Rowling okrutnie potraktowała Huncwotów, ale pewnie właśnie przez to są tacy super.
Wpadnę, wpadnę! Tylko że w weekend, bo na razie czasu nie ma :)
Pozdrawiam! ;*
Witam. Na początek, bardzo dziękuję za komentarz u mnie i zgodnie z obietnicą wpadam :>
OdpowiedzUsuńWielu ludzi dziwi się, gdy podczas rozmowy wspominając Harry’ego Pottera mówię: „Nie, nie czytałam”, „Nie oglądałam”. „Sorki azorki, nie spodobała mi się”. I te pełne żalu spojrzenia jakbym nasikała im kota! Przecież to kwestia indywidualna. To, że coś jest bestsellerem światowym nie musi być moim bestsellerem. Ja na przykład na podium mam Gone, które mało kto zna, a ja uważam ją za jedną z najlepszych książek jakie czytałam w życiu.
Tym mamucim skrótem chcę zaznaczyć, że nie czytałam uniwersum i twoje opowiadanie chce potraktować jako taki eksperyment. Choć książki nie polubiłam z chęcią wypróbuję czyjąś interpretację powieści ;)
Tak samo maiłam kiedyś z Darami Anioła, ale przeczytawszy ff postanowiłam sięgnąć po lekturę i nie żałuję. Co więcej, wskoczyło do pierwszej dziesiątki. :D
Teraz wciągam znamienity Ołówek Krytyka (tak serio to nie jest znamienity i żaden ze mnie krytyk xD).
Wyłapałam jedynie jeden błąd (nawet nie do końca błąd). :)
„ się Syriusza, po czym wyszedł. Syriusz wzdrygnął się na myśl o czekającym go” – powtórzenie imienia
Ale Ołówek, to nawet nie Ogarek :P Tym lepiej dla ciebie. Nie mam żadnych zarzutów. Strasznie mnie bawi to pseudo: Łapa. Na razie jeszcze niewiele z tego wszystkiego ogarniam. Myślałaś o założeniu jakiegoś słowniczka dla Niewtajemniczonych. Hyhy. xD Byłby jak znalazł.
Dobrz, na razie idę na kolejne rozdziały :3
Pozdrawiam, Alessa :*
Wiesz, nie spodziewałam się, że ktoś "niewtajemniczony" będzie czytał to opko :D
UsuńAle dziękuję ci za odwiedziny, to bardzo miłe mimo że nie czytałaś książki.
Co do tego, pewnie też bym spojrzała na ciebie, jakbyś mi nasikała na kota - po prostu bym się zdziwiła, ale rozumiem, szanuję.
Dzięki za wytknięcie błędu :)
Łapa to ksywka wynikająca z animagicznej formy Syriusza, czyli psa (to znaczy, że Syriusz zamienia się w psa, idk jak to wytłumaczyć, jeśli nie wiesz :D).
Pozdrawiam! :*
Wybacz, że tak długo się ociagałam przed dotarciem tutaj. Od razu mówię, że piszę co myślę i nie dlatego, aby komuś dokopać, tylko po to, by wiedział co jest do poprawy. W moim słowniku nie ma czegoś takiego jak słodzik.
OdpowiedzUsuńDo rzeczy. Nie przepadam za ff. Czytam je niechętnie, ale nie powiem bym od razu skreślała za to autora. Wolę, kiedy ktoś prezentuje swój własny świat, własne pomysły, gdy kreuje coś z niczego, bez podpory jakiegoś innego tekstu. Tak jest lepiej. Wtedy przynajmniej tekst jest twój i tylko twój.
Przede wszystkim szkoda, że krótko. Lubię usiąść i zagłębić się w świat, który mam przed sobą. Tekst jest przeciętny, średni, ale - głowa do góry - nie najgorszy. Za mało tekstu, za dużo dialogów (przynajmniej jak dla mnie) praktycznie wcale nie skupiłaś się na otoczeniu Syriusza. Poza paroma infornacjami na temat jego pokoju. Był moment powitania z ciotką kiedy niewiadomo nawet było, gdzie bohatetowie się znajdują.
Fabuła też nie należała do jakoś szczególnie porywających. Ucieczka mogła być bardziej spektakularna. Zamiast tego przeczytałam symfonie wzajemnych wrzasków i wyrzutów. Najbiedniejszy w tym wszystkim i tak był Stworek, bo wszystko musiał posprzątać.
Chwalę opis i kreację postaci ciotki. Mimo tego, że jest straszną jedzą, ciekawie i wyraziście ją przedstawiłaś. Nie zdobyła mojej sympatii, ale widać przynajmniej, że posiada jakiś charakter.
Lecę do dwójeczki :)