Rozdział 28

Hogwart w czasie świąt był zachwycający jeszcze bardziej niż na co dzień.  Po korytarzach szybowały duchy wyśpiewujące kolędy, a Irytek lubił wywrzaskiwać własne parodie świątecznych pieśni. W całej szkole panował wesoły rozgardiasz. W pokojach wspólnych pojawiły się choinki, przyozdobione kolorami domów, w których się znajdowały. Przyjemnie było przesiadywać sobie wieczorem w miękkim fotelu przy płonącym kominku, wdychając świeżą woń iglastego drzewka. Jednak najbardziej atrakcyjna była z pewnością Wielka Sala. Hagrid tradycyjnie przywlekł do niej dziesięć dużych świerków, które ozdabiali właśnie prefekci pod okiem profesora Flitwicka. Wszystkie pięć długich stołów zostało idealnie wypolerowane przez skrzaty domowe. Na ścianach wisiały girlandy, a zaczarowane sklepienie wydawało się piękniejsze niż kiedykolwiek – niebo było ciemnogranatowe, bezgwiezdne i można było dostrzec, jak w powietrzu wirują jasne drobinki śniegu.
Trillian wyciągnęła nogi, siedząc na ławce tyłem do stołu i przyglądała się z rozbawieniem, jak Ron i Hermiona ubierają choinkę. To samo tego wieczoru robiła reszta prefektów. Profesor Flitwick uznał, że to wspaniała okazja na użycie w praktyce zaklęcia „Wingardium Leviosa”, zawieszając na gałęziach drzewek migoczące łańcuchy czy inne świecidełka. Po kilku minutach tej praktyki, gdy uczniowie zaczęli rozbijać bombki na podłodze, dekoncentrując siebie nawzajem, zakazał im używania różdżek. Byli więc skazani na wchodzenie w tę i z powrotem na chwiejnych drabinach.
- Ron, trzymasz mocno? – Trillian dobiegł głos zaniepokojonej Hermiony. Miała się czym denerwować, bo właśnie wkładała szpic na czubek czterometrowej choinki, a drabina, na której stała, trzęsła się niebezpiecznie. U jej podstawy był Ron, podtrzymujący chwiejny obiekt z całej siły.
- Tak, Hemiono! Nie bój się!
Trillian nie spoglądała jedynie na Rona i Hermionę. Jej wzrok co raz wędrował do choinki, którą przystrajali prefekci Slytherinu z szóstego roku: Draco Malfoy i Pansy Parkinson. Od momentu, w którym dowiedziała się, że jedzie na wymianę z Draconem, często o nim myślała. Wiedziała oczywiście, że jest przystojny, ale zastanawiała się, czy uda się im nawiązać jakiś kontakt. Była pewna, że w środku jest bardzo ciekawą postacią i miała ochotę ją poznać - tak też sobie postanowiła.
Do gryfonki przysiadł się Harry, wyraźnie przygnębiony.
- Jak szlaban ze Snapem? – zagadnęła czarnowłosa.
- Tym razem patroszyłem ropuchy. – Harry wzdrygnął się mimowolnie. – Mogło być gorzej – dodał, a następnie zmienił temat: - Czy Ron ci już mówił, że masz  zaproszenie na święta do Nory? – spytał głośno.
Ron złapał się za głowę, kompletnie zapominając o drabinie.
- Na brodę Merlina, zapomniałem! Ee… tak więc masz zaproszenie na święta w moim domu od moich rodziców – powiedział rudzielec i oparł się ręką o drabinę.
- Uważaj! – krzyknął Harry.
Było to słuszne spostrzeżenie. Hermiona zaczęła się chwiać, a drabina przechylać w bok. Ron szybko ją pochwycił i bezpiecznie oparł. Dziewczyna zeszła na dół w mgnieniu oka.
- Przepraszam – bąknął Ron, wstydliwie drapiąc się po ognistej czuprynie.
- Teraz to ty wchodzisz, a ja trzymam drabinę – oświadczyła Hermiona władczym głosem, bardzo przypominając Molly Weasley.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wdzięczna za każdy komentarz, ale najbardziej cenię sobie konstruktywną krytykę.