Cecily Sweeney
była nastoletnią, nieco buntowniczą czarownicą. Miała ojca — mugola
opuszczonego przez żonę-czarownicę — którego bezgranicznie kochała i
odziedziczyła po nim większość cech charakteru. Była lekkoduchem, fajtłapą i
przez rodzica miała słabość do rockowych zespołów. Właśnie jechali na koncert
jednego z nich. Jej dwaj młodsi bracia, bliźniacy Maxxie i Tony, zostali w domu
pod opieką zdziwaczałego, lecz zaufanego sąsiada. Pan Sweeney włączył radio i
tak długo przestrajał stacje, aż natrafił na zespół Deep Purple grzejący równo Smoke On The Water. Zgodnie kołysali
się w rytm muzyki, jednocześnie przekraczając granicę między Doliną Godryka a
Selkirk. Nagle pan Sweeney krzyknął coś w panice, ostro hamując. Na szosie leżały
dwie osoby. Cecily czym prędzej odpięła pasy bezpieczeństwa i wybiegła z pojazdu,
by sprawdzić, czy ludziom nic się nie stało. Sylwetki były dziwnie znajome, podobnie
jak dwie czarne rozczochrane czupryny.
— Słodki
Merlinie, Black i Potter! — jęknęła, gdy zdała sobie sprawę z tego, kto przed
nią leży.
— Nie wiesz,
Sweeney, że po nazwisku to po pysku? — wymamrotał Black z ledwo przypominającym
uśmiech grymasem na twarzy. Oczy miał zmrużone od świateł reflektorów, ubrania
brudne od leżenia na drodze.
— Cess, znasz
ich?
— Tak, tato, i
sądzę, że ty też — odrzekła z uniesioną brwią. — To Black i Potter. Ledwo żyją
przez swoją głupotę. — Popatrzyła z niesmakiem na kolegów ze szkoły, którzy
byli ledwo przytomni. Żaden nie miał tyle siły, by coś powiedzieć, a tym
bardziej wstać. — Sądzę, że musimy ich odwieźć do domu.
— W porządku. Chodź, załadujemy ich do samochodu.
Cecily złapała
Syriusza za nogi, a jej tata za ręce i posadzili go na tylnym siedzeniu. Po chwili
to samo zrobili z Jamesem.
— Ani się ważcie
obrzygać mi tapicerkę! — ostrzegł Kirk, po czym pogroził urwisom palcem.
Odwrócił się i zapalił samochód, uprzednio pytając córkę o drogę. Cecily,
będąca na każdej imprezie robionej przez Huncwotów, doskonale znała drogę do
domu Jamesa. Kiedy dojechali, Cecily podeszła do drewnianych drzwi domu Potterów i zastukała
kołatką. Po około minucie otworzył jej zaspany pan Potter. Zdziwił
się, widząc ją u siebie o tak nieludzkiej porze, ale z trudem uśmiechnął się i
uprzejmie powiedział:
— Witaj,
Cecily, co cię sprowadza?
— Przywieźliśmy
Jamesa i Syriusza — odparła bez ogródek.
Pan Potter
natychmiast się wybudził.
— Słucham? A gdzie byli? Coś się stało?
— Trafiliśmy na nich na ulicy, jadąc samochodem — odparł pan Sweeney. — Na szczęście nie jestem fanem szybkiej jazdy. Są cali i... chyba zdrowi.
Ojciec Huncwotów
podszedł szybko do samochodu i ujrzawszy ich, zastygł w osłupieniu.
— Ooo, czeeeś,
tato… — powiedział ospale James. On i Black swoim powolnym zachowaniem przypominali
zombie.
— Chyba żartujecie! Mogliście umrzeć! Do licha,
Syriuszu, chciałeś, żeby to był twój pierwszy i ostatni dzień mieszkania w naszym domu?! Naprawdę się na tobie zawiodłem. James, o tobie nie wspomnę.
— Tato…
— Dziękuję,
panie Sweeney, za przywiezienie ich tutaj i przepraszam. Przepraszam naprawdę mocno.
— Nie ma
sprawy. — Kirk machnął ręką. — My już jedziemy, bardzo się śpieszymy. Na razie!
— Dobranoc, panie
Potter!
Odjeżdżając
spod domu Jamesa, Cecily i Kirk śmiali z widoku Charlesa, na którego lewym
ramieniu wsparł się Syriusz, a na prawym uwiesił się James; wyglądał
jak siedem nieszczęść, ale Cess nieco współczuła Huncwotom — mimo wszystko pan
Potter potrafił być w odpowiednich chwilach groźny i stanowczy, nawet jeśli na co dzień sprawiał
wrażenie całkowicie potulnego, ciepłego ojca.
Pomimo obaw Kirka
Sweeneya, dotarli na miejsce o czasie, niecały dzień po incydencie z Huncwotami. Pod
sceną tłoczyła się cała masa ludzi — wrzeszczących, śmiejących się, pijanych i zawodzących
razem z wykonawcą. Cecily wraz z ojcem włączyła się w tłum, pokrzykując tekst
piosenki, której nawet wcześniej nie znała. Koncert, dla Cess dopiero drugi w
życiu, był niesamowitym przeżyciem. Kirk obiecał jej, że zabierze ją na ich ulubiony zespół w te wakacje, ale wskutek skręcenia kostki nie mógł jej zawieźć i
musiała obejść się smakiem. W ramach rekompensaty wziął ją na najbliższy
rockowy występ nieznanego im zespołu, ale to nie było ważne. Rozpierała ją
energia, czuła się zjednoczona ze wszystkimi zebranymi ludźmi i nic nie
wydawało się jej niemożliwe do zrobienia. Skakała w rytm muzyki w ciężkich
butach odziedziczonych po kuzynce i cieszyła się spełnionym marzeniem, chwilą
wyczekiwaną przez całe wakacje. Obróciła się, by posłać uśmiech swojemu tacie,
ale nie zobaczyła go tam, gdzie był przed chwilą. Dostała za to łokciem w nos,
ale prawie tego nie zauważyła. Przeraziła się nie na żarty, bo w tym tłumie nie
sposób było kogokolwiek znaleźć. Zaczęła się przedzierać przez ludzi, co nie
było łatwe z powodu jej skromnego metr sześćdziesiąt dwa wzrostu. Próbowała się
stamtąd wydostać. Gdy udało się jej odejść trochę na bok, tam, gdzie nie było nikogo,
przycupnęła na trawie, bo zakręciło jej się w głowie. Po chwili poczuła, że
ktoś osuwa się na miejsce obok niej. Spojrzała na przybysza i pokręciła głową z
niedowierzaniem. Koło niej leżał boski Syriusz Black w całkiem zwyczajnej
skórzanej kurtce i dżinsach.
— Nie
wyglądasz na zdziwioną — stwierdził, podparłszy się na łokciach.
— Uwierz, po
pięciu latach przeżytych w Hogwarcie, i to w dodatku z wami, mało co mnie dziwi.
— Ale
widocznie ktoś cię jednak zaskoczył — odparł, palcem wskazując na jej twarz. — Krwawisz.
Cecily
pomacała się ręką po twarzy i nagle poczuła ostry ból nosa. Odsunęła dłoń i zaskoczyła się, widząc świeżą krew. Ciecz zaczęła już spływać z nosa i
poszkodowana poczuła metaliczny smak w ustach. Wypluła ślinę.
— Fuj!
— Nie martw
się, ja musiałem się przyczołgać
tutaj, bo nie mam odpowiedniego obuwia i moje stopy są zmiażdżone — poskarżył się, rzucając zazdrosne spojrzenie na obuwie
Cecily. — James poszedł po coś do picia.
— Jak
zwykle niezastąpiony — odparła cierpko, pochylając głowę do przodu. Do nosa
przyłożyła sobie rękaw swojej bluzki, by zatamować krwawienie.
— No co? Nie
pomagam ci wystarczająco? Raczę cię swoją obecnością, a ty możesz mnie do woli
pożerać wzrokiem. Każda laska byłaby wniebowzięta. A poza tym, dlaczego nie
pochylisz się do tyłu? Tak krew ci spływa, a tak…
Chwycił jej
głowę i przekrzywił ją w tył. Cess momentalnie wróciła do poprzedniej pozycji,
jednocześnie ofukując Syriusza.
— Widzę, że
niewiele wiesz o pierwszej pomocy.
— No co?
Chciałem pomóc! Intencje miałem dobre. I przestań się bawić w bazyliszka.
Cess jedynie
przewróciła oczami, a Syriusz kontynuował swoją wypowiedź.
— Zawsze byłaś
wredna. Czasem zastanawiam się, czy nie wstąpiła w ciebie moja matka — wygłosił
z powagą, po czym jęknął: — Czy James kiedyś przyjdzie?
Jak na
zawołanie, zza drzew wyłonił się okularnik niosący puszki z napojami. Jedną
rzucił Syriuszowi, drugą Cecily, a resztę położył na ziemi.
— Strzałka,
Cess… Godryku, co ci się stało?! — spytał James, gdy zobaczył jej zakrwawioną
twarz, do połowy zakrytą rękawem jeszcze niedawno niebieskiej bluzki. Black, w
ramach pomocy, postanowił sam odpowiedzieć na to pytanie.
— A, dostało
jej się w nos w tamtym tłumie. Nie pomagaj jej. Ona nie chce pomocy.
James puścił
to pomimo uszu.
— Jak się
czujesz? I tak w ogóle to podziękuj ojcu za nie przejechanie nas…
— Chyba
powinnam się zastanowić, czy nie robić mu z tego powodu wyrzutów — burknęła. — Oprócz
tego paskudnego bólu to w porządku. No właśnie, tata! Zgubiłam go!
Wstała,
ożywiając się i szukając go wzrokiem wśród pulsującej masy ciał.
— Luz,
Sweeney, spotkałem go w kolejce po picie. Jest na szarym końcu. Ale chyba już
wiem, po kim odziedziczyłaś to twoje nieokrzesanie. — James uśmiechnął się pobłażliwie.
— Musisz usiąść i pochylić głowę do przodu.
Na te słowa
Cess opadła z powrotem na ziemię. Koncert się trwał w najlepsze, a ona była
wykończona. Okropnie bolał ją nie tylko nos, ale i głowa. Ucieszyła się, że
przynajmniej nie musi szukać taty, który wracając będzie musiał przejść obok
nich.
— Merlinie,
powiedzcie mi, jak to się stało, że was puścili po tamtym?
Potter
wzruszył ramionami.
— Tata o
niczym nie powiedział mamie, więc nam się upiekło. Zawsze tak jest, gdy nas na
czymś przyłapie, ale tym razem naprawdę się bałem.
Syriusz ryknął
śmiechem. Cecily popatrzyła na niego z niezrozumieniem.
— Tak, błagał
go o litość i obiecywał, że będzie grzeczny
— wyjaśnił Black. James zgrywał obrażonego, ale Cess dołączyła się do
śmiejącego się Blacka. — Rozumiesz, Cess? „James” i „grzeczny”! Przecież te
słowa nie występują razem! Oj, Rogaczu, bez fochów. — Syriusz mocno szturchnął
w brzuch Jamesa, który już odpuścił i śmiał się razem z nimi.
— Łapa mówił
ci, jakiego czynu dokonał? — spytał, gdy przestali się już histerycznie śmiać.
— O kurczę,
zapomniałem! — Syriusz nie dał jej dojść do słowa, cały podekscytowany. — Uciekłem
z domu!
Cecily zrobiła
wielkie oczy.
— Żartujesz! —
Dała mu sójkę w bok. — To ekstra!
— Wiem! Ale
mieli miny… — rozmarzył się Syriusz. — Ej, to bolało!
— Bo miało. — Wyszczerzyła
się Cess. — Jesteś wolny!
— Tak. — Syriusz
położył się, zakładając ręce za głowę. — Jestem wolny.
Kirk znalazł
ich dopiero pod koniec koncertu. Żadne nie miało ochoty pchać się w tłum
domagający się spotkania z członkami zespołu, więc dostał się do nich,
wręczając wszystkim po butelce chłodnej wody, a córce dodatkowo czekoladowego
batonika. Nie obyło się bez wyjaśnień z powodu krwotoku nosa.
— Czekałeś po to
dla mnie? — Cess przytuliła się do ojca, który pogłaskał ją po głowie, gdy
konsumowała słodycz.
Reszta czasu
upłynęła im na rozmowach pod gołym niebem, a gdy zaczęli dosłownie dygotać z
zimna, a ludzie się rozchodzić, pan Sweeney zaproponował gościnę u siebie.
— To
niedaleko, nie ma sensu, żebyście teraz wracali do domów!
— Niedaleko?
Jechaliście przecież zza Doliny Godryka!
— Jechaliśmy z
domu wujka — odparła Cecily. — Tato, jesteś pewien? Oni są okropni.
— Przeżyjemy,
Cecy.
— W to nie
wątpię, tylko martwię się o to, w jakim stanie z tego wyjdziemy — wyraziła swoje
obiekcje, po czym została jednogłośnie zignorowana i poszli do samochodu.
Oświadczyła, że chce mieć miejsce na tyle, aby rozprostować nogi, więc Huncwoci
pokłócili się o to, kto zajmie miejsce pasażera. Wygrał Syriusz, a Potter
zrezygnowany usiadł na tylnym siedzeniu. Cess położyła sobie na jego kolanach
stopy. Czuła, że traci kontakt z rzeczywistością, ale słyszała, jak Huncwoci z
ożywieniem wyjaśniają jej ojcu, czym jest quidditch. Kirk oczywiście wiedział o
tym od córki, ale z przyjemnością słuchał o świecie czarodziejów. Niemal
zasnęła, ale nagle rozbudziły ją wstrząsy powstałe od jechania po wyboistej
drodze, które wybitnie ją irytowały.
— Tato, możesz
jechać trochę wolniej? — jęknęła, nie otworzywszy oczu. Nie dostała odpowiedzi.
— Tato!
Obudziła się
całkowicie. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Jechali z zawrotną szybkością, a
gdzieś niedaleko słychać było przejmujące, rozpaczliwe krzyki i jakieś trzaski.
Za oknem dostrzegła okropny widok — mnóstwo ludzi, którzy próbowali uciekać,
ale uniemożliwiały im to błyskające we wszystkie strony różnokolorowe światła,
posyłane przez odzianych w czerń ludzi w maskach na twarzach. Krew zastygła jej w
żyłach. Śmierciożercy, pomyślała
przerażona. Przycisnęła głowę do szyby, choć wcale nie chciała tego oglądać. W
oddali błysnęło zielone światło, a po chwili dostrzegła znany dotąd jedynie z
gazet czy opowieści znak unoszący się nad tamtymi ludźmi — olbrzymią, emanującą trupiozielonym
światłem czaszkę, która pożerała węża. Mroczny Znak prędko oddalił się z pola
widzenia, ale wszyscy wciąż mieli go żywo przed oczami oraz słyszeli zgiełk
ofiar śmierciożerców. Już nikt się nie odzywał. Cecily nie mogła zasnąć, Kirk
wyłączył radio, nawet Huncwoci nie mieli odwagi niczego powiedzieć. W
samochodzie zapadła cisza.
----------------------------------------------
Taki tam mój mały prezencik z okazji Mikołajek.
Chciałam się wyrobić i ledwo co zdążyłam.
Ogólnie cieszę się za tak ogromny odzew jak na jedynie dwa rozdziały:(
Aha, i nowy szablon. Już trzeci. To tak wyszło, że zmieniam szablon co post, hihi.
Ostrzegam, że jeszcze nie jest w pełni dopasowany, więc wszystko skoryguję w tym tygodniu o ile mi testy pozwolą. Wszystkie powtórzenia i ewentualne błędy poprawię dziś wieczorem!
Dziękuję za wszystko.
PS Ktoś chce, żebym go informowała? Bo dla mnie no problem :) Pisać w komentarzu, jakby co.
PS Ktoś chce, żebym go informowała? Bo dla mnie no problem :) Pisać w komentarzu, jakby co.